---------------------------------
Ptaki swoim ćwierkaniem oznajmiły mi, że nastał już kolejny dzień. Nie spałam dobrze tej nocy, toteż musiałam sobie poleżeć jeszcze chwilkę lub dwie, nim zebrałam siły potrzebne mi do wygrzebania się spod pierzyny. Skrzywiłam się, gdy moje łapy dotknęły zimnej posadzki. Był środek lata, jednak pogoda nas nie rozpieszczała. Choć na mróz nie było co narzekać, gdyż zdarzał się tylko o poranku, nie dało się liczyć na temperaturę odpowiednią do wylegiwania na plaży.
Podeszłam do wysokiego okna i chwyciłam tkaninę zasłony w zęby, aby ją odsunąć. Pokój w mgnieniu oka wypełnił się słonecznym blaskiem, a ja przez chwilę tkwiłam przy parapecie, oglądając krajobraz po drugiej stronie szyby.
W końcu oddaliłam się od okna. Przeszłam do łazienki, gdzie moje małe duszki pomogły mi w wykonaniu porannej toalety. Moje futro zostało dokładnie wyczesane i ułożone, stworki rozpyliły też na nim mgiełkę, w której główną nutę zapachową stanowił kwiat frezji.
Odświeżona weszłam w labirynt korytarzy, który rozciągał się wewnątrz Drzewa Życia. Choć mieszkałam tu od wielu miesięcy, wciąż nie mogłam powiedzieć, że znam to miejsce jak własną kieszeń i co jakiś czas gubiłam drogę. Tak było też i tym razem. Zbłądziłam i znalazłam się wewnątrz nieoświetlonego tunelu. Drewno w tym miejscu było lekko popękane - widać było, że dawno nikt go nie konserwował. Pod sklepieniem wisiało kilka pajęczyn, a podłogę pokrywała spora warstewka kurzu, który teraz osadzał się na moim świeżo wyczesanym futrze.
Bardzo lubiłam odkrywać nowe miejsca w Drzewie. Często znajdowałam w nich przeróżne przedmioty, których przeznaczenia do dziś nie zdążyłam jeszcze poznać. Mój poziom podekscytowania wzrósł gwałtownie, gdy na końcu korytarza dostrzegłam zniszczone drzwi.
Pchnęłam je lekko i skrzywiłam się, kiedy wypadły z nadgryzionych zębem czasu zawiasów, upadając z hukiem na ziemię. W powietrze wzbiła się chmura kurzu, a ja zaczęłam marzyć o kąpieli.
Mimo tego nie zraziłam się i pewnym krokiem weszłam do pomieszczenia, gdyż uznałam, że ostrożne stawianie łap i tak nie miałoby sensu - przewracając drzwi, na pewno uruchomiłam wszelkie potencjalne pułapki, które mogły się tam znajdować oraz ostrzegłam potencjalnych mieszkańców tej części Drzewa o mojej obecności.
Rozczarowałam się, odkrywając, że w pomieszczeniu stoi jedynie kilka pustych, ponadgryzanych przez korniki regałów, pokrytych kurzem i pajęczynami. Wróciłam do głównej części korytarzy drogą, którą tam przyszłam.
Zdziwiłam się, gdy spostrzegłam, że wilczyca, którą postanowiłam u siebie przenocować, błąka się samotnie po Drzewie. Przeklęłam w myślach moje duszki. To sympatyczne stworzenia i doceniam, jak bardzo starają się służyć mi jak najlepiej, jednak często zdarza im się kolokwialnie mówiąc nawalić. Miały przecież pilnować, by wadera nie miała okazji samotnie zwiedzić korytarzy.
Chciałam zwrócić jej uwagę, jednak nie chciałam, by widziała mnie w stanie, w jakim się obecnie znajdowałam - pokrytą kurzem, trocinami i pajęczynami. Już miałam cofnąć się kilka kroków, aby móc przynajmniej otrzepać się z zanieczyszczeń niezauważona, jednak wyglądało na to, że było już za późno na takie manewry.
- Dziękuję za nocleg - rzuciła w moją stronę.
- Ależ proszę - uśmiechnęłam się sztucznie, krzyżując przed sobą łapy, jakby mogło mi to pomóc w zasłonieniu brudnej sierści. - Pokazać ci drogę do wyjścia? - Zapytałam, gdyż z jej zachowania wywnioskować mogłam, iż chciała już opuścić drzewo.
-----------------
Shadow?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!