Gdy zauważyłem zapadającą się pod Ashi... Bez zastanowienia ruszyłem za waderą i pomogłem jej się podnieść.
- Nic Ci nie jest? – spytałem zmartwiony.
- Nie, wszystko w porządku – odpowiedziała, wytrzepując pył z futra.
- W ogóle czemu to się stało.. – zacząłem rozmyślać, patrząc w górę.
- Popatrz na to... – pokazała łapą wadera w tył.
Odwróciłem się i ujrzałem niesamowity widok... Staliśmy w korytarzu, który prowadził do lasu... Czy to jakiś inny świat? – zastanawiałem się.
Autor nieznany |
- Popatrz to, ogniki! – powiedziała podekscytowana wadera.
- Faktycznie, czy one dokądś prowadzą? – zapytałem, zauważając, że ułożyły się w charakterystyczny sposób.
- Tak to wygląda, w sumie nie zaszkodzi jeśli to sprawdzimy... – podekscytowała się wadera.
- Hmm, w takim razie zobaczmy! – powiedziałem ruszając w przód.
Hope biegła tuż za mną... Gdy podchodziliśmy do nich, one znikały i pojawiały się dalej... Już wydawało nam się, że będzie się to ciągnęło w nieskończoność, gdyż z każdą minutą wchodziliśmy coraz bardziej w głąb lasu, o ile tak można to nazwać. Nagle ogniki znikły, a my byliśmy... Właściwie nie wiadomo gdzie byliśmy...
- Chyba się zgubiliśmy – powiedziała nie pewnie wadera.
- Nie, nie możemy na razie panikować – oznajmiłem, rozglądając się.
- W sumie robi się już ciemno.. – zauważyła.
- Tak, chyba powinniśmy odpocząć... – podsumowałem.
- Poszukajmy jakiegoś miejsca, w którym zrobimy nocleg – powiedziałem i rozglądałem się.
- Może pod tym powalonym drzewem? – zaproponowała pokazując na przechylone drzewo.
- Tak to miejsce wydaje się dobre – zgodziłem się z nią.
Dość szybko zasnęliśmy... Noc minęła nam spokojnie. Więc nie było problemu ze wstaniem rano. Wstałem nawet przed Hope, więc postanowiłem znaleźć coś na śniadanie. I wtedy do mnie dotarło... W tym lesie nie ma żadnych stworzeń, nic nie czułem ani nie mogłem znaleźć żadnych śladów zwierząt... Zaczęło mnie to trochę martwić. Więc poszukałem czegoś innego i znalazłem jagody... No cóż, dzisiaj będzie dietetyczne śniadanie – pomyślałem i ruszyłem z nazbieranymi owocami do wadery. Jeszcze się nie obudziła, więc delikatnie ją poruszyłem łapą i wyszeptałem...
- Ashi, otwórz oczy, mamy dzień .
- Dobrze, już wstaję – odparła ziewając.
- Przyniosłem śniadanie! – powiedziałem radośnie dając jej pod nos owoce.
- Hmm, nie sądziłam, że jesteś wegetarianinem – podsumowała i przeciągnęła się wadera.
- Nie jestem, ale w tym miejscu jest coś dziwnego... Czujesz coś? W sensie jakieś zwierzęta... – odparłem trochę zdezorientowany tą sytuacją.
- Faktycznie, nic nie czuję nie licząc Ciebie – zgodziła się ze mną, przykładając nos do ziemi.
- No właśnie, nie powinno nas chyba tutaj być, w ogóle co to za miejsce – odpowiedziałem – to wszystko zaczyna się robić coraz dziwniejsze – dodałem.
- Może nie jesteśmy tutaj przypadkiem – zamyśliła się wadera.
- Nie sądzę żeby to było zrobione z premedytacją... – chociaż te ogniki – dopowiedziałem.
- No właśnie, nie uważam, żeby to był zbieg okoliczności – odparła.
Zaczęliśmy już jeść... kiedy nagle...
- Masz rację, młoda wilczyco, to nie przypadek – odezwał się męski głos za nami.
- Kim jesteś? – zapytaliśmy równocześnie, zaskoczeni czyjąś obecnością... Tym bardziej, że Hope ani ja nie czuliśmy niczyjej obecności.
- Czy to istotne? Możliwe, że znam drogę, żeby was wyprowadzić.. Chociaż z innej strony po co... Nie zaczęliście nawet zabawy – powiedział to z ironią.
- Zabawy co masz na myśli? – zapytała wadera, lecz głos się nie odezwał więcej.
- Myliłem się, jednak nie jesteśmy tutaj sami, ani bezpieczni – odparłem.
---------------------
<Ashi? :>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!