środa, 26 lipca 2017

Od Hope

----------------------------

Siedzi w głowie. Powtórzyłam w myślach, naraz przypominając sobie o mojej niechęci do wody i strachu przed jaskiniami. Oczywiście, że siedziało to w głowie. Szczególnie irracjonalny lęk przed zmiażdżeniem przez skały, które nie mają prawa ruszać się samoistnie. Przez umysł przemknęło mi pytanie, jak dużo chorób istnieje tylko w umysłach chorych, a tak naprawdę nie mają podłoża fizycznego. Jednak takie rozmyślania postanowiłam zostawić sobie na noc, gdy będę już sama, teraz należało wytropić śniadanie. 
Wciągnęłam powietrze do nozdrzy, przymykając powieki i szybko w umyśle oddzielając zapachy wilków od innych zwierząt. Oprócz wiewiórki siedzącej na drzewie, która z ciekawością nam się przyglądała, kilkaset metrów od nas chodziła sarna. 
- W tamtą stronę, jeleniowate zwierzę. - Wskazałam kierunek, z którego mojego nosa dochodził smakowity zapach. 
- Jeleń? - Kątem oka złapałam zdziwione spojrzenie Dewi'ego, co wywołało na moim pysku szeroki uśmiech. 
- Sarna. No chyba, że wolisz nadal polować na wiewiórki. - Mruknęłam rozbawiona, a mały gryzoń, najwyraźniej będący w świetnym humorze, zapiszczał po swojemu i zeskoczył z drzewa, lądując na moim grzbiecie. 
- Chyba sobie daruję... - Pomruk wydostał się z jego gardła, gdy zrównywał ze mną kroki. Niezbyt przyjazne nastawienie chyba spłoszyło, ponieważ zaledwie po kilku krokach, zeskoczyła z mojego kręgosłupa na pobliskie drzewo, przy okazji obdarzając mnie nikłym bólem, spowodowanym ostrymi pazurkami. 
- No więc mówisz, że szukasz zwierząt po śladach? - Zagadnęłam po chwili, spoglądając ukradkiem pod swoje łapy. 
- Bez odpowiednio dobrego węchu musiałem sobie jakoś radzić. 
- To też jakieś rozwiązanie na polowanie. - Skinęłam łbem, przystając na chwilkę i strzygąc uszami. Mój towarzysz polowania uczynił to samo, najwyraźniej też słysząc charakterystyczne kroki. Przycupnęliśmy tuż przy ziemi, oczekując pojawienia się w polu widzenia sarny. I po chwili rzeczywiście to nastąpiło, z jednym mankamentem. To nie była sarna, lecz jeleń. Musiałam ugryźć się w język, by nie wybuchnąć śmiechem, rozbawiona własną pomyłką. 
Zmrużyłam oczy przygotowując się do ataku i czując, jak wszystkie mięśnie w moim ciele się napinają, gotowe w każdym momencie się rozkurczyć i wznieść moje ciało do skoku. Z uwagi, że nasze śniadanie szło w moją stronę, wbiłam swoje czujne spojrzenie w umięśnioną szyję zwierzęcia, próbując określić najsłabszy jej punkt. Oblizałam pysk, czując już w pysku ten smak. 
W momencie, kiedy jeleń był naprzeciwko nas, oboje wyskoczyliśmy jak z procy. Natychmiast zatopiłam kły w krtani zwierzyny, natomiast Dewi, uderzając w bok kopytnego, powalił go na ziemię i przytrzymał, bym ja mogła rozprawić się z szyją zwierzęcia. Sprawiło mi to trochę problemów, w dodatku oberwałam porożem pod oko, dlatego też postanowiłam posłużyć się swoją mocą i po chwili niecały metr nad zwierzęciem pojawiło się czarne ostrze, które w ułamku sekundy spadło wprost na wystraszone zwierzę, gładko przebijając się przez jego krtań. Odsunęłam się delikatnie od naszego śniadania, pocierając łapą bolące miejsce. W tym czasie ostrze rozpłynęło się w powietrzu, pozostawiając po sobie jedynie krwawiącą ranę. 
- Nieźle... - Skomentował najprawdopodobniej moją moc. Pokiwałam łbem na wszystkie strony. 
- Każdy sobie jakoś radzi. Nie mam twojego wzrostu, więc pozostają mi takie techniki. 
Kilkanaście minut później najedzeni ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę Stawików, w celu ugaszenia pragnienia, które dopadło nas po obfitym śniadaniu. Jednak nim znaleźliśmy się w połowie drogi, nad tereny, na których się znajdowaliśmy nadciągnęły ciemne chmury, z których po kilku minutach lunęło. Szybko całe moje futro namokło zimną wodą, stając się okropnie ciężkie, jednak starałam się nie zwracać na to uwagi, tylko skupić na tym, by biec za Dewi'm. 
- Chodź, schowamy się tam! - Krzyknął, zerkając na mnie przelotnie. Skinęłam łbem i przyśpieszyłam, pędząc za wilkiem krok w krok. W ostatniej chwili wyhamowałam tuż przed wejściem do jakiejś jaskini, w której schronił się basior. Dew szybko zorientował się, że nie weszłam do środka, więc cofnął się do wyjścia i patrząc na mnie ze zdziwieniem na pysku, spytał.
- Dlaczego nie wejdziesz? Chcesz zmoknąć jeszcze bardziej?
Zaczęłam kręcić powoli łbem, cofając się o krok z każdym kolejnym kiwnięciem. Nie, nie, nie, nie... Nie wejdę tam, choćby miał mnie piorun strzelić. Wycofałam się aż pod drzewo, pod którym przystanęłam, wbijając pazury w namokniętą już ziemię. Cała się telepałam, jednak nie byłam pewna czy z zimna, czy może ze strachu.
- Nie wejdę tam! - Zawołałam, wciąż kręcąc łbem. Podskoczyłam nagle, spoglądając natychmiast w górę w momencie, gdy piorun uderzył w koronę nade mną. Prąd przeszedł przez wszystkie gałęzie i ziemię dookoła korzeni, poczułam to wyraźnie poduszkami łap, choć było to dość dziwne. Mimo że czułam dokładnie jak energia się rozchodzi, to nie zostałam porażona, nie odczuwałam żadnego bólu. Słysząc charakterystyczne trzaskanie drewna, spojrzałam szeroko otwartymi oczami na Dewi'ego, by po chwili razem z ziemią na około mnie i kilkoma większymi gałęziami, runąć bezwładnie w dół.

-------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!