----------------------------
Pokręciłem oczyma. Zapewne nie była tu dość długo, by tą watahę poznać dobrze. W sumie tak samo jak ja... Chwila, moment. Czy to nie Shadow? Qwerty... Nie, nie możliwie.
- Shadow? - spytałem. Wadera spojrzała mi głębiej w oczy. - Czy ty jesteś Shadow? - bardziej sprecyzowałem żeby nie było.
- Tak. - odpowiedziała. Rozłożyłem skrzydła i zagoniłem ją pod drzewo. Zasłoniłem nas, aby nikt nas nie podglądał i nie usłyszał. - Po co to? Skąd mnie znasz? - czułem się jak na jakimś przesłuchaniu. Uciszyłem ją łapą.
- Pozwól, że to ja zadam Ci kilka pytań. - bąknąłem. - Więc tak - czy to nie Ty czasami z Qwertim... - nie pozwoliła mi dokończyć.
- Skąd go znasz?
Cóż... Tego pytania mogłem się spodziewać. Odchrząknąłem, aby uzyskać czas na zbudowaniu sensownej odpowiedzi.
- Kolega z dawnych lat. Niedawno się z nim spotkałem, opowiedział mi wszystko, więc wiem... - powiedziałem, gdy wadera zaczęła go nic za wielobarwnym motylkiem. Jak to śmiesznie wyglądało. Chociaż to była moja pasja i razem z Qwertim urządzaliśmy "Wielki Dzień Polowania Na Motyle", to tym razem się powstrzymałem. Udało mi się to chyba jedynie cudem. Zmęczona Shadow podbiegła do mnie dysząc.
- Czemu ze mną nie biegłeś? - zdziwiła się opanowując oddech.
- Uważam to za dziecinne, ale tylko trochę. - powiedziałem tonem filozofa. Zawróciłem w stronę jaskini, która nie była za daleko.
- Hej! Gdzie idziesz? Poczekaj! - krzyknęła za mną. Zaczęła biec do mnie, ale ja zniknąłem za krzakami.
< Dzień później. >
Obudzono mnie łomotem dobiegającym z zewnątrz. Zerwałem się z posłania i podbiegłem ku wyjściu. Shadow tam stała.
--------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!