Otworzyłem powoli jedno oko. Chwilę się zastanawiałem, gdzie jestem, ale potem doszło do mnie, że wczoraj dołączyłem do jakiejś watahy. Nazwę zapomniałem, nigdy nie przykładam wagi do błahostek. Przeciągnąłem się i powoli podszedłem do swojego osobistego jeziorka, które było w mojej jaskini. Przejrzałem się w odbiciu i z zadowoleniem stwierdziłem, że wyglądam powalająco. Uśmiechnąłem się i wtedy ukazały się moje białe kły.
- Idealnie ...-powiedziałem z satysfakcją w głosie- A teraz idziemy coś zjeść.
I ze śmiechem wyszedłem na zewnątrz.
Pewny siebie szedłem swoim pokazowym krokiem tancerza, machając pewnie ogonem.
Wszedłem w gęstwinę lasu, po chwili złowiłem dosyć świeży trop jelenia. Zacząłem biec, nie gubiąc ani na chwilę tropu. W końcu byłem w tym zawodowcem. Po chwili wybiegłem na mniejszą polankę i ujrzałem szarżującego na jakąś waderę jelenia. Idealny moment na wkroczenie obcego pociągającego basiora. Przed oczyma stanęła mi już scenka jak z filmu, w której rzucam się na ratunek tej wilczycy, a potem ona rzuca mi się na szyję. Wybiegłem z ukrycia akurat gdy jeleń przebijał jej bok. Skoczyłem sprawnie i powaliłem zwierzę. Rozdarłem gardło jelenia i chwilę przytrzymałem, żeby się nie szarpał. Gdy wyczułem, że już zdechł podszedłem do leżącej wadery. Chwilę się jej przyglądałem, ale w końcu powiedziałem:
- Słyszysz mnie?! - zapytałem, bo widziałem że ona zaczyna mrugać oczami.
- Ej! Słyszysz mnie?! - Krzyknąłem jej prosto w twarz.
Za to ona pokiwała głową na znak, że tak.
Bez pytania podniosłem ją z ziemi i zarzuciłem na grzbiet. Ona delikatnie zaczęła protestować ale ja nic sobie z tego nie robiłem i potruchtałem w drogę powrotną do domu. Wszedłem do siebie i położyłem ją delikatnie na moim łóżku. Zawróciłem szybko i pobiegłem po truchło jelenia. Gdy zaciągnąłem je do siebie, ona nadal leżała na moim legowisku.
- Jak tam?-powiedziałem nadzwyczaj spokojnie- Myślę, że jeszcze pożyjesz -powiedziałem kpiąco westchnąłem i poszedłem po miskę, żeby nalać trochę wody do przemycia rany.
Zazwyczaj nigdy się nie przejmowałem kimś innym, ale stwierdziłem, że to wyjątkowa sprawa i po prostu gdy wyzdrowieje pokażę jej prawdziwego siebie. Wróciłem do niej i zacząłem przemywać ranę.
- Nie jest tak źle, mogło być dużo gorzej -powiedziałem to z lekkim uśmiechem na twarzy
- Czemu się uśmiechasz ?-zapytała
- A nie mogę? Przecież nic się nie dzieje, żebym nie mógł się uśmiechać... chyba, że inaczej uważasz? - popatrzyłem na nią z wyższością.
Zaczęła jęczeć, jak dotykałem jej rany
- Nie możesz ...dać mi... - wyszeptała.
- Nie stosuję środków przeciwbólowych - od razu powiedziałem- Ból jest najlepszym nauczycielem. Tylko on cię wzmocni...
Popatrzyła na mnie zdziwiona
- Masz mi coś przyn...AU !!-wrzasnęła
Specjalnie mocniej przycisnąłem łapę do rany .
- Już mówiłem, że nie mam i nic ci na to nie poradzę -warknąłem.
- Ale...-przerwałem jej
- Jeżeli chcesz coś przeciwbólowego to sobie sama idź i znajdź, ja ci nie będę w tym pomagał-odwarknąłem - Już dosyć, że ci pomogłem, mogłem cię tam zostawić... zanim by ktoś cię odnalazł, już byś była martwa, więc wystarczy, jak się zamkniesz... rozumiesz?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!