sobota, 20 stycznia 2018

Od Kivuli Moto - Mów mi Ginger!

 
- Nigdy nie widziałaś skrzydlatego wilka? - zapytała postać stojąca przede mną z wyraźnym rozbawieniem. Nie rozumiałam, co było w tym śmiesznego, lecz mimowolnie się uśmiechnęłam. Pozytywne nastawienie stworzenia i przyjemna pogoda sprawiały, że miałam ochotę cały czas chodzić roześmiana, bez wyraźnego powodu. Może to dobrze. Trochę optymizmu nikomu jeszcze nie zaszkodziło.
Spojrzałam z wyraźnym zaciekawieniem - jak mi się zdawało - na samca i zlustrowałam go wzrokiem. Jego intensywnie szmaragdowe oczy od razu mi się rzuciły - były naprawdę wyjątkowe. Umięśniona sylwetka wilka świetnie nadawała się do walki, a nieskazitelnie białe futro w górnych partiach ciała zachwycało swą czystością i blaskiem. Cały obrazek dopełniały tylko skrzydła, z którymi kiedyś spotykałam się niemal na co dzień, jednak nigdy nie widziałam podobnych. Nie powiem, jego niespotykany wygląd w pierwszej chwili zaparł mi dech w piersiach, jednak w miarę szybko oprzytomniałam i usiłowałam sobie przypomnieć jego poprzednie pytanie. Skrzydlaty wilk? A skądże, raczej się z czymś takim nie spotkałam - pomyślałam i natychmiast odpowiedziałam na pytanie basiora.
- Nie, nigdy. - odpowiedziałam niepewna na pytanie, wciąż spoglądając na niego kątem oka. Próbowałam wyczytać coś z jego pyszczka, jednak przez uczucie empatii przedzierało się tylko zmęczenie. Już miałam pytać, z jakiego powodu się tu znalazł i do kogo były skierowane jego wołania, aczkolwiek on widząc mnie bujającą w obłokach natychmiast zmienił temat. Sprytnie z jego strony, jednak miałam zamiar później drążyć to dalej.
- Zwę się Yin. A ty zabłąkana duszo? - zapytał mój towarzysz, a ja natychmiast wyparowałam z odpowiedzią bez wcześniejszego namysłu. Dopiero po chwili zorientowałam się, co takiego powiedziałam.
- Kivuli Moto. - Cholera jasna, Moto! - krzyknęłam sama do siebie, jednak było już na późno. Nigdy nie przedstawiałam się mym prawdziwym imieniem, jednak luźna atmosfera spowodowała, że nie zdążyłam nawet pomyśleć nad tym, co mam powiedzieć.  - Na początku myślałam że jesteś smokiem, ale jak widać, myliłam się. - zaśmiałam się, aby zbić z tropu basiora chcąc, aby nie zauważył mojego zakłopotania. Może mój śmiech brzmiał sztucznie, ale to widocznie zadziałało. On powtórzył to samo i sam zaczął się zastanawiać, jak by tu dalej pociągnąć rozmowę. Ja jednak w tej chwili myślałam tylko nad tym, jak by tu odkręcić to, co powiedziałam. Nie mogłam przecież zagrozić mu podpaleniem jego skrzydeł, żeby mnie nie wydał, prawda?
Zanim zdążyłam coś powiedzieć, ten zadał kolejne pytanie. Czemu go tak wszystko nagle zaczęło ciekawić? Nie miał własnych problemów? Wsłuchałam się w ton jego głosu, by on po chwili zapytał:
- Dokąd idziesz? - co miałam mu odpowiedzieć? Że izolowałam się od kilku tygodni od reszty społeczeństwa i w końcu postanowiłam po tym czasie się przejść? Uznałby mnie przecież za kompletną wariatkę...
- Aa, tak sobie... - rzuciłam jak najbardziej krótki i neutralny odzew, by ten dalej nie miał zamiaru nic dodać.
Ten zaczął powoli rozsuwać wszerz swoje skrzydła, a ja tylko patrzyłam na niego z niedowierzaniem - miały olbrzymią rozpiętość! Wyglądały naprawdę majestatycznie, lecz bałam się, co w tym momencie chciał z nimi zrobić. Spojrzał na mnie tylko i uniósł kąciki ust w łobuzerskim uśmiechu, jakby miał zaraz kogoś okraść albo - co gorsze - zamordować. Wiedziałam, że jest to niemożliwe, jednak grymas na jego twarzy na to wskazywał. Miałam nadzieję, że z jego strony nie muszę liczyć na jakiekolwiek zaskoczenie, a już na pewno na takie sadystyczne przekonania. Odsunęłam się trochę, tak w razie jakiegoś wypadku.
- Wskakuj. - Z nim jest jednak coś nie tak, daję słowo. Ten wilk musiał zbiec ze szpitala, gdyż nikt normalny po poznaniu nie kazałby ci na siebie wchodzić. Moje oczy natychmiast się rozszerzyły, a ja sama zaczęłam się trząść - Yin był zbyt poważny mówiąc to. Wiedział, że ten pomysł może mi się nie spodobać, jednak wciąż ochoczo stał przede mną jakby tylko czekał, aż na niego wejdę. Może i to była najgorsza decyzja w moim życiu, lecz w końcu zbliżyłam się do basiora i niepewnie zapytałam:
- Mogę? - Wilk, jakby w ogóle nie zwracając uwagi na mnie i moją wypowiedź wciągnął mnie na swoje plecy i natychmiast oderwał się od ziemi. W tym momencie poziom mojego strachu dosięgnął zenitu.
Gdy już zaczął szybować ja tylko przymknęłam oczy i poprzez szpary pomiędzy moimi powiekami zdążyłam zauważyć migające delikatnym światłem drzewa. Z mojego pyszczka wydał się krzyk, a ja sama cała drżałam z przerażenia. Może i nie mam jakiegoś panicznego lęku wysokości, ale muszę przyznać, iż za nimi naprawdę nie przepadam. Nigdy nie byłam jakoś specjalnie zachwycona przebywając na takim poziomie nad ziemią, a zwłaszcza w towarzystwie osoby, którą poznałam parę minut temu - jednak teraz zdarzyło mi się to po raz pierwszy i to na dodatek z tak walniętym wilkiem. Czym ja sobie na to zasłużyłam, ja się pytam?
Po paru minutach jednak poczułam z powrotem grunt pod stopami, a z moich ust wydało się ciche "Boże...". Widząc to basior natychmiast spojrzał na mnie przepraszająco.
- Nic ci nie jest, Kivuli? - zapytał z troską, a ja próbowałam złapać powoli oddech. Nie powiem, gdyby nie on, pewnie nigdy na coś takiego bym się w życiu nie zgodziła. Słysząc jego zapytanie ja lekko rozkojarzona, powiedziałam oddychając głęboko, starając się wyraźnie mówić:
- Mów mi Ginger...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!