piątek, 19 stycznia 2018

Od Kivuli Moto - Zbliżający się krzyk

Otarłam delikatnie łapą swoje zmarznięte oczy rozglądając się dookoła - magiczne otoczenie rozpościerało się aż po granice mojego wzroku, roztaczając aurę tajemniczości, jednak obejmując swym nieodgadnionym ciepłem. Moje ciało natychmiast się rozluźniło, pozwalając na swobodne ruszanie wszystkimi dostępnymi mięśniami. Już dawno tak dobrze nie spałam! Co, jak co, ale zimowe powietrze jest w pewien sposób... orzeźwiające, pomijając częste ostre wiatry nadchodzące nagle znikąd i niechcące zniknąć przez długi czas. Może i ta pora roku nie jest moją ulubienicą - gdyż jestem raczej za upalną pogodą - lecz nie przeszkadza mi na tyle, by siedzieć całymi dniami w jakiejś prowizorycznej norce, stworzonej na czas trwania tego okresu. Mam ochotę nacieszyć się chociaż chwilą, w której występuje choć odrobina śniegu - kto za dzieciaka nie uwielbiał tego białego puchu? Moja miłość do niego nie topnieje, a czasem sama wspominam sobie jego dotyk.
Potrząsając głową spróbowałam zakończyć moje rozmyślania na temat tej śnieżnej szaty, by w końcu móc ruszyć się z miejsca. Moja kondycja może i nie była w tym momencie najlepsza - z uwagi na niewychodzenie z tego lasu przez długie miesiące - lecz wciąż dawałam radę poruszać się dość szybko, jak na tak długą przerwę "od życia". Ledwo co się ruszyłam, a już całe moje łapy zamiast być ośnieżone, pokrywały się brązową i odrobinę lepką substancją. Nie zwracając szczególnej uwagi na mój ogólny stan ruszyłam przed siebie, mając ochotę w końcu przejść się na dłuższy spacer, niż to miałam wcześniej w zwyczaju. W moich oczach pojawił się delikatny płomyk, dający znać, iż moje samopoczucie z sekundy na minutę się poprawia. Tak, to jest to, czego mi brakowało...
Moje spojrzenie powędrowało ku górze, a ja natychmiast się rozpromieniłam. Brak chmur i błękitne niebo dawało mi nadzieję na spędzenie szczęśliwego południa, co było jedyną rzeczą, na jaką miałam w tej chwili ochotę. Zanim zdążyłam jednak wykonać krok do przodu, moje uszy delikatnie obróciły się do tyłu.
Trzask gałęzi.
Moje łapy natychmiast wykonały kilka posunięć do tyłu, a ciało nienaturalnie się obróciło o sto-osiemdziesiąt stopni. Wzrok latał wte i wewte, a ja wciąż nie mogłam namierzyć potencjalnego zagrożenia, gdy kątem oka zauważyłam szkarłatne skrzydło pokryte piórami, co chwilę zbliżające się w moją stronę. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, to natychmiastowa ucieczka - zawsze postacią znajdującą się przede mną mógł okazać się masywny smok, przy którym nikt nie byłby w stanie mi pomóc. Ot, zemdlałabym i tyle. Jednak tak szybko, jak zaczęłam się nad tym zastanawiać tak szybko to odpłynęło - w jaki sposób smok mógłby być opierzony? Ich ciała pokrywają łuski, a więc postanowiłam się tak szybko nie płoszyć, jak to miałam w zwyczaju przed tymi monstrualnymi bestiami. Przysłuchując się dalej zasłyszałam, jak stworzenie wykrzykuje w kółko tą samą kwestię:
- Shadow! Cholera jasna, gdzie ty się podziewasz! - krzyki nie ustawały, wręcz przeciwnie - mogłam je wychwycić z coraz bliższej odległości.
Czekając na konfrontację odwróciłam na chwilę wzrok, gdy nagle poczułam przy sobie obce ciało. Natychmiast odskoczyłam czując nagły przypływ strachu, czując na sobie czyiś wzrok. W pewnym momencie nasze drogi się spotkały, a jedynym, co mogłam z siebie wykrztusić był cichy pisk.
- O Boże... Skrzydlaty wilk! - wydarłam się po chwili, stojąc w ziemi, jak wryta. Muszę przyznać, iż nigdy w życiu nie spotkałam czegoś takiego. Czyżby kolejna hybryda?
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!