piątek, 19 stycznia 2018

Od Shadow


Yin cisnął kamieniem w dal, i usiadł na pieńku. 
- Słucham. - warknęłam, starając się opanować drżenie głosu. - Co jeszcze masz przede mną do ukrycia? - dodałam po krótkiej przerwie. Skrzydlaty milczał, a moja nienawiść do niego wzrastała z każdą sekundą. Na usta cisnęły mi się najgorsze znane przekleństwa. Chłód ogarnął moje ciało. 
- Qwertiego... Jego... - zaczął, spaliłam go wzrokiem.
- Co? - przerwałam mu, drżącym głosem. Modliłam się, by już sobie poszedł. Najlepiej niech nigdy nie wraca. 
- Jego już nie ma, nie będzie! - wykrzyknął, odwrócił się i odbiegł. Odprowadziłam go nienawistnym wzrokiem. Tchórz. Do kurwy nędzy, tchórz. Jak mogłam pozwolić sobie na znajomość z takim tchórzem? Wiatr zawiał mi prosto w pysk. Zaklęłam głośno, i wlepiłam wzrok w trawę. Nienawidzę skurczybyka. Wstałam, i wróciłam do czegoś, co śmiałam nazywać domem. 


***

Czas mijał. Yin'a nie było, i dobrze. Miałam nadzieję, że nie będzie miał zamiaru więcej się do mnie odzywać. Dopiero teraz zaczynały docierać do mnie jego słowa, płacz zmieszany był z moją wściekłością. Nie umiałam nic innego zrobić. Leżałam bezsensownie, i pozwalałam łzom płynąć. Bolało mnie już dosłownie wszystko.
- Shadow? - usłyszałam znajomy głos. Yin. Wstałam na dźwięk jego głosu, odbijający się od ścian. Poczułam ścisk w żołądku. Przez chwilę mu się przyglądałam, pociągając nosem. Łzy wyżłobiły sobie trasę, którą spływały co chwila. 
- Co jeszcze przede mną ukrywasz?! O czym ja jeszcze nie wiem?! Ja nic nie rozumiem... - wyrzuciłam wszystko z siebie, nie potrafiąc się opanować. Basior stał jakby go wryło. Położył łapę na moim grzbiecie, i odsunął mnie lekko od siebie.
- Shadow. - rozpoczął poważnie. Spojrzałam na niego pytająco, bolącymi mnie już oczami. Dźwięki ucichły. - Qwerty... On... Zginął. - rozerwał ciszę trzema słowami. "Qwerty. On zginął". Poczułam coś, czego nie da się opisać w tym momencie. 
- Jak?! Gdzie?! KIEDY?! CZEMU?! - wymusiłam z siebie gorzki szloch, tylko na to było mnie teraz stać. 
- Byliśmy razem na wyprawie górskiej. Kawałek drogi osunął się i spadł na sam dół góry. Zdążyłem go jeszcze złapać, ale długo nie wytrzymałem... Na takiej wysokości nie dałem rady latać... Zanim wyślizgnął mi się z łap kazał mi ciebie odnaleźć i żebym cię przeprosił, że go nie ma przy tobie... - wyjaśnił. Spoglądałam na niego, załamana i równocześnie wściekła. Zamilkł, patrząc na mnie przepraszająco. Spróbowałam odetchnąć, przestać myśleć o czymkolwiek. 
- Wypierdalaj. Ale już. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. W oczach Yina pojawiło się zdziwienie. - Mam powtórzyć? - zapytałam, pokręcił głową i wyszedł z miejsca mojego zamieszkania. Usiadłam i w tym momencie coś pękło. Jedyne co czułam, to niewyobrażalny ból. Chciałam po prostu umrzeć, nie widzieć już tego miejsca. Milczałam, pozwalając łzom bezsilności spływać po moich policzkach. Qwerty'ego już nie będzie, nie wróci. Jest martwy. Jego ciało pewnie już zdążyło się rozłożyć, i zostać pochłoniętym przez ziemię. Przymknęłam oczy, moim oczom ukazał się znany mi widok - Cień. Wszystko było tam spokojne, aż nazbyt. Panowała cisza, nie było nikogo. Usłyszałam głos Ad.
- Hej, wszystko dobrze? - jej zatroskany głos upewnił mnie w tym, że jednak mam komu się wyżalić.
- Nie. Nic nie jest dobrze. - odparłam załamana. - Straciłam przyjaciela, jest martwy. - dodałam, licząc że zrobi cokolwiek żeby mi pomóc.
- Oh.. Shad, tak mi przykro... - powiedziała zasmucona. - Wybacz, wkrótce może uda mi się do ciebie przybyć. - pożegnała się, nie udało mi się odpowiedzieć jej jakkolwiek. Znowu byłam sama, i było cicho. Po co mi Yin? Chciałam, żeby był tu Qwerty. On, i tylko on. Usłyszałam znane mi już kroki, po raz kolejny ogarnęła mnie wściekłość.
- Nie słyszałeś, tego co mówiłam? - warknęłam ochryple. Skrzydlaty tylko stał, jakby chciał, bym dalej ciągnęła ten "monolog".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!