niedziela, 29 października 2017

Od Ferishii


Białofutra zmierzała przed siebie pewnym, acz niespiesznym krokiem, nie zwracając większej uwagi na otoczenie. Jej myśli krążyły wokół tematu organizacji zbliżającego się Święta Zmarłych. Delikatny, ledwie zauważalny uśmiech wstąpił na pysk wadery, gdy ta zdała sobie sprawę, że w ciągu ostatniego roku grono osób, które będzie opłakiwać, nie powiększyło się o ani jednego osobnika. Właściwie jedynym jej bliskim, który znalazł się po drugiej stronie, była jej matka, lecz z jej śmiercią Ferishia już dawno się pogodziła. 
Zastanawiała się też, czy jest jakiś sposób na uniknięcie corocznej plagi potworów, które przybywają z zaświatów w przeddzień tej uroczystości. Nie da się ukryć, że to dość problematyczne zjawisko. A może gdyby tak...
Myśl, która pojawiła się w głowie wadery, jakkolwiek genialna, uciekła w niepamięć, gdy ta zderzyła się z... no właśnie, z kim? Zapach tego osobnika na pewno nie był znajomy.
- Przepraszam, nic ci się nie stało? - Usłyszała pytanie.
Kobiecy głos, co zresztą jedynie potwierdziło zawartą w zapachu informację. Coś tu jednak cały czas się nie zgadzało.
Ferishia podniosła wzrok, by przyjrzeć się nieznajomej. Od razu rzuciło się jej w oczy puszyste, rude futro, wąski pysk i zgrabna sylwetka. Lis!
- Nie, nie - mruknęła właściwie sama do siebie, nie siląc się na bardziej skomplikowaną konstrukcję zdania. Próbowała sobie wszystko poukładać w głowie. - A z tobą wszystko w porządku?
- Nic mi nie jest - odparła bez wahania lisica, która wbrew swoim słowom rozmasowywała łapą obitą pierś. Pewnie nic wielkiego, pomyślała Ferishia.
- Czyżby? - Zapytała, wskazując czubkiem nosa na obolałe miejsce. Uśmiechnęła się, coby nie wyjść na niemiłą. - Nie widziałam cię wcześniej w tych okolicach - zagaiła. - Mieszkasz tu? - Zapytała, wiedząc, że odpowiedź na pytanie będzie prawdopodobnie przecząca. W końcu gdyby jakiś lis mieszkał obok Drzewa Życia, Ferishia by o tym wiedziała... prawda?

sobota, 28 października 2017

Od Kyuubi

Nad zielonymi czubkami drzew, na tle błękitnego nieba ukazał się niewielki tęczowy portal, z którego wyleciała ognista kula ognia. Ognista kula minęło Drzewo Życia o parę centymetrów. Kula ognia wylądowała w jednym z jezior, woda po styczności z tak wysoką temperaturą zaczęła wrzeć i pojawiły się bąbelki, ale bardzo szybko wadera się uspokoiła. Po tym czasie spod tafli wody wynurzyła się ruda wadera, szybko stanęła na brzegu wody i się otrzepała i wypluła wodę, której się nałykała.
- Gdzie ja jestem?
Spytała sam siebie, rozglądając się po okolicy. Gdy zebrała w sobie siły, podniosła się na łapy i przeszła parę metrów przed siebie, gdy potykając się o korzeń, runęła w dół, wpadając na jakąś białą waderę.
- Przepraszam, nic ci się nie stało?
Spytała lisicowata.

piątek, 27 października 2017

Kyuubi

Uwaga! Ta postać jest teraz do adopcji!

(autor nieznany)

Od Shadow


Na pysku Laguny widać było zdziwienie, lecz też lekką irytacje. Zmrużyłam oczy, czekając na reprymendę wadery.
- Wcale nie sknociłaś ! - Wyrwała się, po długim milczeniu. - Zazdroszczę sprytu, serio. - Wstała i podeszła kawałek, podniosłam głowę, zastanawiając się czy ona żartuje.
- Ale... Nie masz wyrzutów, że nie powiedziałam Ci prawdy ? - Zapytałam zdziwiona, patrząc z niedowierzaniem na białofutrą.
- Nie! To logiczne, że nie powinnaś podawać prawdziwego imienia do ledwo poznanej osoby, która do tego nie jest przyjaźnie nastawiona... - Roześmiała się Laguna, uśmiechnęłam się sztywno, wciąż analizując to, co powiedziała moja towarzyszka. 
- Okey... No więc, co chciałaś powiedzieć, kiedy wstałaś? - Zapytałam, unikając tamtego tematu. Padło najczęstsze pytanie z możliwych - jak się czuję. Odpowiedź była prosta, poinformowałam Lagunę o nieustającym bólu w łapie.
- Pokaż ją. - Podeszła do mnie, z niechęcią dałam jej dotknąć swoją łapę. - Wiesz co... Tu chyba nie pomoże Ci zwykła maść i bandaż. Wydaje mi się, że jest skręcona... - Oznajmiła. Zagryzłam zęby. Tego się obawiałam i nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli. Zirytowałam się delikatnie, skręcenie albo co gorsza złamanie uziemi mnie na dobre kilka tygodni, jak nie miesięcy. 
- Też tak właśnie myślałam... Ale nie chciałam dopuszczać tej myśli do siebie. - Burknęłam załamana. - Co teraz ? 
- Trzeba ją będzie... Nastawić. - Spojrzała na mnie ze smutkiem. Poczułam nieprzyjemny skurcz w żołądku. 
- Nie obejdzie się bez tego ?! - Spanikowałam już do reszty. - Przecież musi być inny sposób !
- Jak chcesz, możemy ją uciąć. - Zażartowała, chociaż mi nie było do śmiechu. Nasza dyskusja trwała dobrą chwilę, przerwał ją towarzysz Laguny - Rosso. Uspokoił nas, chociaż wciąż klęłam pod nosem. Wyśmiał nas, po dokładnym obejrzeniu łapy. Stwierdził że jest to złamanie, otworzyłam pysk w niedowierzaniu, że złamałam łapę. Przełknęłam ślinę, zastanawiając się czy jest jakaś opcja szybszego wyleczenia jej. Nie pomyślałam nawet, że mogłoby to być możliwe. Cały czas przekonana byłam, że to tylko stłuczenie, które wciąż nie chce zejść a wyszło że to jakieś zasrane złamanie. Rosso przyniósł mi poduszki i koc, kazał mi się położyć. Wykonałam niechętnie polecenie, zagryzając zęby. 
- Nastawcie. - warknęłam, będąc gotową na ból, który będzie mi za chwilę towarzyszył. Rosso spojrzał na mnie jakbym nie była u zdrowych zmysłów. - Już! - podniosłam głos, chciałam to mieć za sobą. Lisek przygotował co trzeba i po chwili był przy mnie, Laguna spoglądała na to z lekkiej odległości, zamknęłam oczy, przygotowując się na gwałtowną reakcje mojego ciała. Rosso wprawnie zrobił to, co trzeba. Moją kończynę spiorunował ból.
- Japierdole! - warknęłam, spoglądając wściekle na Rosso. Lis popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem. - Mocniej się cholera nie dało? - wysapałam, czując, jak pod powiekami pieką mnie łzy. Po chwili jednak ból zniknął, a ja mogłam odetchnąć. Rosso poinstruował mnie i poszedł po zastrzyk. Wrócił w przeciągu kolejnych minut, cienka igła przebiła skórę, lekarstwo szybko zostało wtłoczone. Lis cofnął się i usiadł spoglądając na mnie. Laguna skinęła lekko głową, dając mi do zrozumienia że powinnam podziękować.
- Dziękuję. - warknęłam i chciałam wstać, lecz tamta dwójka skutecznie mnie powstrzymała. - Nie gadajcie, że mam tu gnić, dopóki nie wyzdrowieję! - krzyknęłam i popatrzyłam na Lagunę, błagalnie, pokręciła głową. - Przecież ja tu zgniję! Muszę jakkolwiek być aktywna. - powiedziałam zrezygnowana. Rosso roześmiał się, rzuciłam mu mordercze spojrzenie. 

wtorek, 24 października 2017

Od Laguny - Problemy z łapką


Siedziałam w ciszy, czując jedynie ból. Modliłam się, żeby rany zaczęły się szybko goić. Lekarstwa Rosso znacznie przyspieszają ten proces, ale niestety nie znieczulają...

***

Poczułam, jak moja skóra się zrasta. Jedna minuta masakrycznego cierpienia. Zwijałam się przez chwilę z bólu. Może nie bolało by aż tak bardzo, gdyby cięcie nie było aż tak głębokie....
Po chwili czułam się już dobrze. Popatrzyłam na rany i futro - żadnego śladu po wypadku nie było. Podniosłam się i przeciągnęłam, żeby zagojona skóra nieco się rozciągnęła. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Morgum? - Zapytałam. Miałam zamiar spytać, czy dobrze się czuje i czy czegoś nie porobimy. Zaczynało mi się powoli nudzić w tej ciszy.
- Shadow. - Poprawiła mnie zdecydowanie. Byłam w lekkim szoku i, nie zaprzeczę, wkurzyłam się.
- To Ty nie jesteś Morgum ? - Spytałam podejrzliwie i dalej we wcześniej wspomnianym szoku.
- Nie... No... To znaczy po części. Morgum to takie imię zapasowe, przedstawiam się nim w sprawach... - Nie wierzyłam w to co słyszę.
"Okłamała mnie... Ale... Może boi się o siebie. To w sumie zrozumiałe, że całkiem obcej osobie przedstawia się innym imieniem. Sprytnie!" - Pomyślałam.
- Innych. Tak na prawdę to jestem Shadow. Wiem... Sknociłam z tym imieniem. - Powiedziała wadera, wyraźnie żałując. Zastanawiałam się chwilę, czy i ja nie powinnam robić tak jak ona. Byłam pełna podziwu i nie miałam do niej pretensji.
- Wcale nie sknociłaś ! - Wyrwałam się. - Zazdroszczę sprytu, serio. - Podeszłam do niej kawałek.
- Ale... Nie masz wyrzutów, że nie powiedziałam Ci prawdy ? - Zapytała z totalnym zdziwieniem.
- Nie! To logiczne, że nie powinnaś podawać prawdziwego imienia do ledwo poznanej osoby, która do tego nie jest przyjaźnie nastawiona... - Zaśmiałam się. Wadera uśmiechnęła się do mnie sztywno, dalej zaskoczona moją reakcją.
- Okey... No więc, co chciałaś powiedzieć, kiedy wstałaś? - Spytała, zbywając poprzedni temat.
- Właśnie... Już dobrze się czujesz ? - Spytałam poważnie.
- Ymm... Jeszcze nie... - Popatrzyła na swoją łapę, przełykając ślinę.
- Boli Cię łapa, nie ? - Spytałam zaniepokojona, upewniałam się.
- Ta... - Mruknęła.
- Pokaż ją. - Podeszłam do niej, a ona niechętnie dała dotknąć swojej łapy.
- Wiesz co... Tu chyba nie pomoże Ci zwykła maść i bandaż. Wydaje mi się, że jest skręcona... - Oznajmiłam ze smutkiem.
- Też tak właśnie myślałam... Ale nie chciałam dopuszczać tej myśli do siebie. - Załamała się wadera. - Co teraz ? - Zapytała przejawiając lęk.
- Trzeba ją będzie... Nastawić. - Spojrzałam na Nią z załamaniem.
- Nie obejdzie się bez tego ?! - Spanikowała. - Przecież musi być inny sposób !
- Jak chcesz, możemy ją uciąć. - Zażartowałam.
- Nie żartuj w takim momencie... - Pogniewała się Shadow.

***

Po jeszcze dość długiej kłótni, przyszedł Rosso. Chciał sprawdzić co się dzieje i dlaczego się tak sprzeczamy. Uspokoił nas, a następnie zapytał, o co chodzi. Kiedy dowiedział się o naszych przypuszczeniach, wyśmiał nas.
- To jest przecież złamanie ! - Zaczął się śmiać. Nasze miny były pewnie bezcenne.
- Złamanie bardziej boli ! - Krzyknęła zdenerwowała Shadow.
- A miałaś wcześniej złamaną łapę ? - Spytał zirytowany.
- No... No nie, ale przecież wiem, że to bardzo boli, a mój ból da się wytrzymać. - Oburzyła się wadera.
- Posmarowałaś to maścią. Jeszcze pamiętam. Pewnie miała właściwości znieczulające. - Rosso zaczął się wymądrzać. - A wcześniej emocje nie dały Ci odczuwać aż tak tego bólu...
- Dobra, stop ! - Krzyknęłam, zabierając głos. - Jest złamana, okey, ale co teraz ? - Spytałam.
- Hm... - Zastanowił się lisek i podszedł do wilczycy. - Nie wygląda na złamanie z przemieszczeniem... Poczekaj chwilę. - Powiedział lis i pobiegł gdzieś.
- To nie oznacza operacji, co nie ? - Zapytała zaniepokojona Shadow.
- Ja... - Nie dokończyłam.
- Trzymaj. - Przybiegł Rosso, czołgając za sobą koc i kilka poduszek. - Połóż się i staraj się nie obciążać łapy. - Powiedział. - Jest szansa, że obejdzie się bez operacji, ale wtedy będzie Cię bardziej boleć, a my będziemy musieli nastawić kość tak, żeby mogła się zrosnąć. Potem podamy Ci zastrzyk, który to przyspieszy i powinno wszystko grać.
- A jest... Inna możliwość ? - Zapytała dalej bardzo zmartwiona wilczyca.
- Tak, operacja...

sobota, 21 października 2017

Jesienny event zakończony!

Wydarzenie z okazji początku jesieni dobiegło końca. Z moich obserwacji wynika, że szczególnie do gustu przypadło Wam grzybobranie c:

W tym poście chcę jednak ogłosić wynik jesiennego konkursu, choć jest on dosyć oczywisty. Dotarło do mnie jedynie opowiadanie napisane przez Abigail, która wygrywa walkowerem. Nagrody zostały jej przydzielone. Gratulujemy!

Podobał Wam się tegoroczny event? Chcielibyście więcej podobnych wydarzeń, czy może uważacie, że powinnam coś zmienić? Czekam na Wasze opinie i sugestie w komentarzach pod tym postem, na shoutboxie lub w prywatnych wiadomościach ^^

Pozdrawiam,
Ferishia

czwartek, 19 października 2017

Od Shadow


Tupnęłam kilka razy nogą, czekając aż bas... chłopak coś zrobi. 
- To... Chodź. - chciał chwycić mnie za dłoń, wyrwałam się. Chłopak obejrzał się, rzucając mi zdziwione spojrzenie. 
- Yin, Ty nie masz skrzydeł... Z resztą nie wiem, co Ty chcesz jeszcze robić. - rzuciłam, po czym ruszyłam przodem. - Teraz to Ty za mną pójdziesz. - Dodałam z uśmiechem.
Yin podążał za mną grzecznie. Rozglądałam się wokoło, podziwiając świat z całkiem innej perspektywy. Jesienne liście mieniły się ciepłymi kolorami, słońce delikatnie mnie ogrzewało. Powoli zbliżaliśmy się do miejsca, do którego chciałam dojść. Oznajmiłam mojemu towarzyszowi że dotarliśmy do celu. Chłopak nie zauważył, że się zatrzymałam i wpadł na mnie. Uniosłam lekko kąciki ust w uśmiechu. Spojrzał w górę i zaklął cicho. Spojrzałam na niego z niemałym zdziwieniem, unosząc jedną brew do góry.
- Coś nie tak? - zapytałam, jego stres udzielił się też mi. Wzdrygnęłam się lekko, miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Włożyłam ręce do kieszeni, starając się nie zwracać uwagi na jaśniejące tam blizny. Wmawiałam sobie, że to wrażenie to tylko wymysł mojej wyobraźni, chociaż nie byłam pewna, czy to zadziała. Przeszły mnie ciarki, gdy wrażenie nasiliło się.
- Nic, nic. Ale wolałbym, byśmy jednak stąd odeszli. - powiedział wolno, ostrożnie dobierając słowa. - Ale bez gwałtownych ruchów. - wskazał w niebo, nie odważyłam się spojrzeć tam gdzie on. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w drugą, stronę. Gdy się ruszył, puściłam go. Wyszłam z lasu, czując ulgę, że to uczucie minęło. Usiadłam na trawie, mając mroczki przed oczami. Czyli eliksir powoli kończył swoje działanie. Gdy chwilowe zaćmienie minęło, byłam już "sobą" a Yin znowu był tamtym Yin'em. Basior uśmiechnął się do mnie, spuściłam wzrok. Kątem oka ujrzałam, że siada dalej i odwraca się do mnie plecami. Warknęłam delikatnie do siebie, myślałam, że chciał mi coś powiedzieć. Otworzyłam już usta, by to skomentować, ale szybko zrezygnowałam. Skuliłam uszy i pogrążyłam się w rozmyślaniach.
- Co jesteś taka zamyślona? - zapytał Yin, podchodząc do mnie. Odsunęłam się od niego, zirytowana. Rzucił mi zdziwione spojrzenie, nawet nie odpowiedziałam na jego pytanie. Zamknęłam na chwilę oczy, wyrównując swój oddech i wsłuchując się w ciszę. Potrzebowałam przemyśleć to, co powiem, chociaż i tak palnę coś głupiego.
- Yin... - zaczęłam wolno, z domieszką chłodu w głosie. - Musimy poważnie porozmawiać. - postawił uszy do przodu. - Chodzi o to, czego mi nie powiedziałeś. I tego, co ja Ci nie powiedziałam. - zamilkłam, czując jak pod powiekami palą mnie łzy. - Mam dość, tego ciągłego ukrywania niektórych faktów przede mną. - warknęłam, basior spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. - Qwerty zniknął. Wiesz o tym? Pojawiasz się ty i mnie rozpoznajesz Jak do jasnej cholery?! - zapytałam basiora, przewiercając go wzrokiem.


Znajdujesz gruszkę!

środa, 18 października 2017

Od Darsh'tiana


Dziesiątki, a może nawet setki maleńkich skrzydełek przecinały chłodne powietrze w jaskini, wypełniając je charakterystyczną melodią, której towarzyszyły piski nietoperzy. 
Stworzonka zmierzały w stronę wyjścia w wielkim popłochu; niektóre z nich były tak przestraszone, że w pośpiechu nie potrafiły nawet nas wyminąć, co kończyło się licznymi zderzeniami.
Skrzywiłem się, gdy jeden z nietoperzy z impetem uderzył mnie w skroń.
- Darsh'tian... - wyjąkała Neythiri.
Chciałem jej odpowiedzieć, jednak jedyne, na co byłem w stanie zebrać się w tamtym momencie, to krzywy uśmiech, który w domyśle miał pokrzepić smoczycę, a w rzeczywistości wywołał chyba u niej reakcję odwrotną.
Obydwoje zastanawialiśmy się, co też mogło spłoszyć nietoperze. Widziałem, że Neythiri się boi. Ja byłem raczej spokojny. No bo właściwie co to mogło być? Niedźwiedź? Walka z takim stworzeniem nie byłaby dla mnie problemem, gdybym został do niej zmuszony.
No cóż, muszę przyznać, że chyba troszkę zzieleniałem, gdy z wnętrza jaskini wydobył się głuchy, przeciągły ryk. Ryk stworzenia, które wydawało się być o wiele większe od smoka.
- Darsh, może stąd wyjdźmy?... - Zasugerowała półszeptem Neythiri. Jej głos się łamał. Wiedziałem, że jest przerażona.
- Nie chcesz dowiedzieć się, co to jest? - Zapytałem. W moim umyśle strach walczył z ciekawością.
- Nie! - Odkrzyknęła stanowczo, wyraźnie głośniej, niż zamierzała. 
Skuliła się przestraszona, gdy w zaciemnionym korytarzu rozległy się głośne kroki. Każdy kolejny krok rozbrzmiewał bliżej nas.
- D-Darsh... - Wyjąkała Neythiri, która nie mogła już dłużej wytrzymać i zaczęła uciekać w stronę wyjścia.
Tymczasem z ciemności wyłoniła się wielka głowa, na końcu której znalazła się jeszcze większa paszcza, a z niej wystawał wielki, różowy jęzor.
Stworzenie niespiesznie zmierzało w stronę wyjścia z jaskini i zdawało się mnie nawet nie zauważać.
Czym prędzej wyśliznąłem się na zewnątrz, chcąc w razie czego móc ochronić Neythiri przed zwierzęciem, choć jego rozmiar mógł sugerować, że nie będzie to łatwy przeciwnik.
- Psst - usłyszałem z krzaków, w których chowała się smoczyca. Dołączyłem do niej.
Wielkie zwierzę* opuściło jaskinię i skierowało się w stronę wielkiego drzewa, które z łatwością udało mu się wygiąć, aby pożywić się rosnącymi na nim, soczystymi liśćmi.
- Wygląda na to, że nasz potwór to wegetarianin - zagadałem Neythiri z uśmiechem.

* to stworzenie to megatherium c:

niedziela, 15 października 2017

Od Snuffles'a - Oznaki dorosłości?


Lekki podmuch orzeźwiającego, jesiennego powietrza zmusił go do podjęcia następnego kroku...

Niepewnie odgryzł kawałek owocu, pozwalając, by słodko-kwaśny smak wytrysnął (niczym ten gejzer) mu na język. 

Żuł powoli, chcąc spróbować (jak to często radził ojciec), nim osądzi... Nawet nie zdawał sobie sprawy, z tego, że z każdą sekundą krzywił się coraz bardziej...

Konsystencja była... nijaka. Po chwili szatkowania owocu zębami nie dało się go ani porządnie pogryźć (do czego się przyzwyczaił, będąc zagorzałym fanem mięsa), ani wypić.

Chrupki, sztywny miąższ właził między kły i choć chciałoby się, by miał chociaż odrobinę przyzwoitości i dał się stamtąd wygrzebać językiem, to NIE! Najwyraźniej nie miał tego w planach, a i również zdążył się zaaklimatyzować w szparach między trzonowcami.

Biała wadera spojrzała na niego wyczekująco. Chcąc za wszelką cenę uniknąć otwierania paszczy (sami chyba przyznacie, że rozmowa z kawałkami jedzenia między zębami jest absolutnym faux pas) odwrócił wzrok.

Gdzieś w oddali krzaki zaszeleściły tajemniczo. Czujna samica odwróciła się, by namierzyć źródło dźwięku, a on, korzystając z okazji, zaczął namiętnie i z niezwykłą werwą wydłubywać kawałki owocu spomiędzy kłów. 

Wadera prychnęła i wymamrotała:

- Przesłyszało mi się...

W ułamku sekundy zaprzestał oczyszczać swą jamę gębową i zaczął gorliwie (dbając, by nie otworzyć pyska) potakiwać.

- I jak? Dobre? -zagaiła zniecierpliwiona.

Pokiwał łbem, udając, że jeszcze nie pogryzł owocu do końca. W rzeczywistości dałby wszystko, byleby móc skończyć żuć tę obrzydliwą papkę, będącą pozostałością po miąszu.

Laguna zachichotała i odwróciła się. 

- Jesli będziesz jeść w takim tępie, to nigdy nie wrócimy do nory.

Ruszyła do przodu, uprzednio zachęcając go do podążania za nią, poprzez machnięcie swym drobnym łbem.

- Chodź. Ściemnia się. - odrzekła krótko, znikając gdzieś między przerzedzonymi krzewami.

Przechylił łeb sam do siebie, niedowierzając...

Ściemnia?

Zerknął w górę, obserwując, jak przez pomarańczowo-czerwony baldachim liści, sączy się poświata zachodzącego słońca.

Westchnął cicho, nagle zauważając, ile przyszło mu przegapić...

Wysuszone liście ospale spadały z drzew, wywijając piruety, koziołki, czy po prostu okręcając się wokół własnej osi. Liczne zwierzęta przemykały się przez wysuszone krzaki, spomiędzy których wystawały gałązki na podobieństwo sterczących kikutów. Z każdym krokiem ściółka leśna szeleściła pod ich łapami, pozwalając wsłuchać się w wykreowany przez Naturę aksamitny, kojący dźwięk.

Choć nie widział swojej osoby, to był pewny, że jego brudnawa, popielata sierść idealnie komponowała się wśród flory lasu. Mógł, wręcz orzec, iż razem z krajobrazem tworzyli miły dla oka kontrast.

Wzdychając po raz kolejny ruszył za znajomą. Cały czas, oczywiście, obserwował zadziwiająco piękną przyrodę...

~*~*~

Będąc zawsze kilka kroków za waderą dotarł do nory. Laguna odwróciła się, z delikatnie przechylonym łbem, i wymamrotała:

- Muszę lecieć. Brown pewnie już coś zmajstrował, a jeśli się zapędzi, to zastanę całą norę wyścieloną sianem...

Skąpana w blasku zachodzącego słońca odwróciła się. Wiatr delikatnie mierzwił jej sierść, przez co przywodziła ona na myśl świeżą, zieloną trawę kołyszącą się pod wpływem orzeźwiających zefirków.

- Ta. Ja też muszę zabrać się za sprzątanie... Na razie... - mruknął.

Westchnęła cicho i odbiegła, znikając w gąszczu drzew.

Zamyślony wszedł do nory i usunął naniesioną przez Nieproszonego Gościa wysuszoną trawę. Zmiótł nią, przy okazji, większość błotnistych plamek.

Wiatr pomógł w zniwelowaniu przykrego zapachu, przez co teraz pozostała po nim jedynie delikatna, niemalże niewyczuwalna woń.

Usiadł w miejscu łuku, będącym wejściem do jego miejsca zamierzkania...

Pomocne zefirki niosły za sobą wiele miłych, zachęcających woni. Mógłby teraz ganiać za jeleniami, albo pozaganiać wiewiórki na drzewa, czy też potarzać się w stertach opadłych liści, ale... Nie chciało mu się...

Czyżby z tego wyrósł? Dwa lata, w końcu do czegoś zobowiązują...

Zobowiązanie...

Kojarzyło się najczęściej ze związkiem. Albo ze zmową dłużnika, wraz z wierzycielem? Potomstwem? Zwierzątkiem do zabawy?

W dziwacznym letargu padł na ziemię, ignorując fakt, że liczne kamienie wżynały mu się w ciało.

Czy był gotowy na zobowiązanie się komuś... do czegoś...? Na przykład do wiecznej miłości i dbania o zdrowie i życie drugiej osoby...? Takiej... ważnej...?

Nie... Jeszcze za wcześnie...

Wyhamował w głowie, swe podejrzanie dojrzałe przemyślenia.

Dwa lata... Mam jeszcze szmat czasu na te wszystkie zagmatwane relacje...

Wzdychając, po raz kolejny, wstał i sierował się do sypialni, z której (wyjątkowo) postanowił skorzystać...

Spanie w sypialni... To też jakaś oznaka dorosłości?


Znajdujesz robaczywy owoc!

środa, 11 października 2017

Ogłoszenie

Cześć!

Mam dla Was dzisiaj trzy ogłoszenia - niestety niezbyt przyjemne.

Po pierwsze - zrezygnowałam z codziennego losowania "Szczęściarza". Często zdarzało mi się o nim zapomnieć, a i nie zawsze łatwo było mi znaleźć chwilkę na włączenie komputera i wylosowanie go. Mam nadzieję, że jakoś się bez niego obejdziecie.

Po drugie - nastąpiły małe zmiany w wypłatach za zajmowanie określonego stanowiska w hierarchii. Od teraz będziecie dostawać swoje Ringi w pierwszą sobotę miesiąca, a nie co tydzień. Oczywiście odpowiednio powiększyłam wypłatę tak, aby na dłuższą metę ilość otrzymanych Ringów była mniej-więcej taka sama. Nie ukrywam, że rozdawanie ich co tydzień było po prostu męczące :P

Z przykrością muszę też ogłosić, że grono naszych członków znacznie się pomniejszyło. Jakiś tydzień temu napisałam do właścicieli postaci, które ostatnio były nieaktywne.
Vinci, Kah'stan i Abra będą nieobecni do 7 grudnia
Tsunade, Deidara, Kayn de Vera, Clarisse, Misia- od właścicieli tych wilków nie doczekaliśmy się odpowiedzi, jednak w momencie rejestracji wyrazili oni zgodę na adopcję ich postaci, toteż te postaci zostaną oddane do adopcji.
Teemo - od jego właściciela nie doczekaliśmy się odpowiedzi, jednak w momencie rejestracji nie wyraził zgody na adopcję postaci, toteż zostanie uznany za "zagnionego".


Od Laguny - Biedny Wiewiór - Zły Snuffles!


Wstała z uśmiechem ze swojego legowiska. Rozciągnęła się i głośno krzyknęła " Jesień! " tym samym witając się z nią serdecznie. Była to chyba jej ulubiona pora roku, chociaż często twierdziła, że zima jest z nią na równi. Zawsze powtarzała, że kpi sobie z lata, chociaż często podobały jej się i tamte klimaty... Nie jest to typ zdecydowanej wilczycy.
Dowiedziała się ostatnio o tutejszych tradycjach, zaciekawiło ją to. Postanowiła wziąć je pod uwagę. W tym celu chciała pójść na miły spacer do lasu poszukać owoców, jednak nie miała zamiaru wyruszyć sama. Chciała zabrać ze sobą Snufflesa, bo stwierdziła, że miło będzie właśnie z nim i ma dobry węch. Mógłby być przydatny... Do tego miała mocne przeczucie, że on jeszcze nie wie o tej tradycji i chciała dopilnować tego, że nie zapoluje tego dnia.

***

Szwendała się sama po lesie, mając nadzieję, że go spotka. Zamiast niego, wyczuła jedynie jego zapach. Poszła za tropem.
Dobiegła do jakiejś nory. Wydobywały się z niej dziwne dźwięki, co zmartwiło waderę. Podeszła powoli bliżej i krzyknęła głośno:
- Snuff, jesteś tam ?
Żadnej odpowiedzi nie usłyszała, więc weszła za próg jaskini. Wtedy basior wybiegł przed nią. Laguna niemalże krzyknęła ze strachu. Zauważyła na jego nosie przecięcie i krew spływająca powoli do nozdrzy.
- Co Ci jest w nos ? - Spytała troskliwie, jednak wilk zbył jej pytanie i poszedł w konkrety. Poprosił o pomoc i zaciągnął waderę w głąb jaskini.
- Zi..a, zi... Raz, dwa, trzy... Będzie drze.., Hi-Hi-Hi! ...ma, zima... - Usłyszała znajomy lecz zniekształcony głos. Echo krążyło przez jaskinię i zakłócało niektóre słowa wypowiadane przez znajomego Luny. Doszła do źródła dźwięku i zobaczyła swojego starego znajomego - Browna! Bardzo się ucieszyła i podbiegła do niego. Po zamianie paru zdań zgodziła się zabrać gryzonia, żeby u Niej przeczekał zimę. Brown ucieszył się i wybiegł z nowy basiora.
- Jest... Specyficzny... - Spojrzała na Snufflesa.
Tak, jak myślała, wilk nie wiedział o tradycji. Wyznał jej po chwili zatajania, że zjadł parę wiewiórek. Zaproponowała więc pójście, żeby zjeść coś "zgodnego z tradycją". Choć Snuff nie był do końca, żeby iść, wadera wyciągnęła go i pomaszerowali do lasu.

***

Poszukując owoców, wilki rozdzieliły się. Zaproponował to Snuffles, ale był jakoś dziwnie podejrzany. Wadera przymknęła na to oko i poszli w dwa inne kierunki. Mieli zawołać się, kiedy któreś z Nich znajdzie jakieś jagody lub inne owoce.
Laguna kręciła się tu i tam... Wąchałą... I rozglądała, ale żadnego pożywienia widziała. Spojrzała wreszcie w górę. Niskie drzewo, dużo jabłek. Uśmiechnęła się sama do siebie i głośno zawyła, dając znak basiorowi, żeby przyszedł. Czekała kilka minut, jednak nie usłyszała nawet małego szelestu gdzieś w oddali. Zaniepokoiła się i ruszyła śladami Snufflesa, żeby go odnaleźć.
Basior zaszedł dość daleko. W pewnym momencie usłyszała szelesty dochodzące zza krzewów.
- Snuff! Nie! - Krzyknęła na wilka, który złapał właśnie wiewiórkę... Wilczyca bardzo się zdenerwowała i podbiegła do wilka, który z zaskoczeniem patrzył na Nią.
- Co ty wyrabiasz ?! - Szarpnęła go, odciągając od jeszcze nieskrzywdzonego gryzonia. Był jedynie nieco oszołomiony i leżał na ziemi. Wilk nie wiedział chyba nawet co odpowiedzieć. Widocznie nie spodziewał się tutaj Luny. Ona podeszła do wiewióra... Lub wiewiórki, wolała tego nie sprawdzać, i pochyliła nad nim łeb.
Biedny wiewiór... Ech ten Snuff ! - Pomyślała.
- W porządku ? - Zapytała z troską. Wiewiór podniósł się, stanął na dwie łapy i zaczął coś mamrotać. Był baaardzo wkurzony, a gadał tak szybko, że pluł śliną na jakoś metr. Laguna widząc to odwróciła głowę i przymrużyła oczy.
- No już, nie pluj tyle... - Wymamrotała z obrzydzeniem i ze zirytowaniem. Gryzoń zarzucił focha i odwrócił się na pięcie i ruszył w swoją stronę mamrocząc coś dalej pod nosem. Wadera przetarła sobie twarz łapą i odwróciła się w stronę wilka.
- Co ty sobie myślałeś ?! - Warknęła na Niego. 
Pochylił łeb
- Sorry... - Powiedział
- Nie mnie powinieneś przepraszać. Chodź już... Znalazłam małą jabłoń. - On przełknął ciężko ślinę i ruszył za waderą.

***

Przez całą drogę Laguna robiła mu wyrzuty. Powtarzała się co chwilę, a wilk tracił już cierpliwość do niej.
- Mogę robić co chcę. Weź wyluzuj... - Warknął lekko agresywnie. Waderze podniosło się zacznie ciśnienie i chciałaby nawrzeszczeć na Snufflesa, ale opanowała się i jedynie westchnęła z lekka wściekle.
Doszli do jabłoni i zaczęli zrywać owoce. Atmosfera była napięta, a towarzysze nie zamienili ze sobą słowa. Gdy zerwali wszystkie dojrzałe owoce, nie było ich wiele, usiedli i zgarnęli je do jednej kupki.
- Jadłeś kiedyś jabłka? - Spytała zaciekawiona wilczyca.
Wilk popatrzył na nie z lekkim obrzydzeniem w oczach.
- Nie... ? A co ? - Spytał podejrzliwie.
- Tak tylko pytam... - Zaśmiała się pod nosem. - No to smacznego. - Wzięła jabłko i ugryzła je ze smakiem. Basior długo trzymał swoje w łapie i zastanawiał się. Ugryzł je w końcu niepewnie i powoli przeżuwał.


Znajdujesz winogrono i orzech włoski!

niedziela, 8 października 2017

Od Neythiri


Zwróciłam głowę w kierunku smoka, a w każdym razie spróbowałam, bo w jaskini nie było dużo miejsca. 
- Fakt. Znalezienie się w centrum urwania chmury nie należy do najprzyjemniejszych przeżyć.
- Nie da się ukryć. Ale nawet z przymusowego uwięzienia można czerpać korzyści.
- Jakie? - spytałam z powątpiewaniem. Mój towarzysz uśmiechnął się lekko.
- Chociażby poznanie kogoś nowego.
Zaśmiałam się.
- Kogoś jak ja? Niezwykle utalentowanej, pięknej i skromnej smoczycy?
Darsh'tian pochwycił temat.
- Oczywiście, choć z tą urodą polemizowałbym.
- Jasne, jasne... - żachnęłam się żartobliwie i zanurzyłam nos w naparze.
Krępująca cisza powróciła na chwilę. Aby ją zwalczyć, palnęłam pierwsze pytanie, jakie przyszło mi do głowy:
- Długo jeszcze będzie padać?
Smok popatrzył na mnie znużonym wzrokiem, jednak ogniki w jego oczach uświadamiały, że z trudem powstrzymuje śmiech.
- A co? Aż tak cię nudzę?
- Skąd! Po prostu nie lubię siedzieć za długo w jednym miejscu. - burknęłam i położyłam łeb na łapach. Kilka nietoperzy poderwało się do lotu i odleciało w węższe rejony jaskini.
- Przykro mi. Mamy pecha. - ziewnął 'Tian i przeciągnął się lekko.
Rozmowa zupełnie się nie kleiła dopóty, dopóki nie mruknęłam:
- Burza tworzy i niszczy.
Smok momentalnie zwrócił baczne spojrzenie oczu na mnie.
- Jakie filozoficzne stwierdzenie.
- Tworzy nowe znajomości na przykład. A niszczy... No, każdy wie, co niszczy burza.
- Słusznie. 
- Uważasz, że to dzięki burzy się spotkaliśmy?
- Częściowo. Kto wie, co by było, gdybyśmy nie uciekli do tej jaskini? 
- Być może bylibyśmy zmuszeni nie spotkać się ponownie. Albo stanąć w obliczu wyzwania cięższego niż przeczekanie gradobicia.
Widziałam już otwierający się pysk smoka, by mi odpowiedzieć, ale wtem coś mu przerwało. Do dźwięku ostrych kryształków lodu doszedł inny odgłos. 
- Co to? - wystraszyłam się.
Zaraz jednak otrzymałam odpowiedź. Z tyłów jaskini wróciły nietoperze. Piszczały jak opętane, uderzając mnie małymi skrzydełkami. Nie to było jednak najbardziej niepokojące.
Zwierzątka były ewidentnie przerażone. 
- Darsh'tian... - wyjąkałam. Byłam pewna, że zastanawiamy się nad tym samym: co przestraszyło nietoperze?

Darsh'tian? Wybacz, że ostatnio nie byłam aktywna. Opko nieco za krótkie, ale... Szkoła ;_;

czwartek, 5 października 2017

Od Yin'a


Rzuciła mi mordercze spojrzenie. Zaczęła tupać nogą na znak, że czekała, abym coś powiedział.
- To... Chodź. - chciałem chwycić za jej dłoń, ale ta się wyrwała. Obejrzałem się.
- Yin, Ty nie masz skrzydeł... Z resztą nie wiem co Ty chcesz jeszcze zrobić. - rzuciła, po czym ruszyła przodem. - Teraz to Ty za mną pójdziesz. - uśmiechnęła się z lekka. Dałem się jej poprowadzić jak mały szczeniak.

***

Gęsty, ciemny las. Z każdym krokiem czułem ból, ponieważ gałęzie wbijały mi się w stopy. Grzywka wpadła mi do oka, więc palcami ją raz ułożyłem.
- Jesteśmy. - zatrzymała się nagle, a ja nie spodziewając się tego zupełnie - wpadłem na nią. Popatrzyłem w górę.
- O cholera. - mruknąłem jakby sam do siebie. Nie, nie mogło tak być... To był Pan mroku i Pan chaosu... Mimo, że ich nazwy nie są takie groźne, to jednak.
- Coś nie tak? - spytała, jakbym ducha zobaczył.
- Nic, nic. Ale wolałbym, byśmy jednak stąd odeszli. - powiedziałem wolno. - Ale bez gwałtownych. - wskazałem w niebo.



Pan Chaosu



Pan Mroku


Od Ferishii



Obudziłam się wciąż jeszcze czując niedosyt snu, toteż zamiast otwierać oczu, po prostu przekręciłam się na drugi bok, chcąc kontynuować odpoczynek. Już wtedy, czując pod sobą zimne, gładkie podłoże zamiast szorstkiej skały, ogarnęło mnie przeczucie, że coś jest nie tak, jednak mój wciąż zaspany umysł nie pozwolił mi, bym uświadomiła sobie, w jak kiepskim położeniu się znajdowałam. Świat przesłoniła mi ciemna mgła, momentalnie przenosząc mnie z powrotem w ciepłe, przytulne objęcia Morfeusza, z których wyrwał mnie dopiero dość nieprzyjemny dźwięk.
Odzyskawszy świadomość zorientowałam się, że źródłem owego dźwięku jest Dewi, który, pogrążony w głębokim śnie, chrapał sobie w najlepsze. 
Z zamiarem obudzenia go podniosłam się i otworzyłam zaspane oczy. To, co wtedy ujrzałam, sprawiło, że całkowicie zapomniałam o moich planach. Jak się bowiem okazało, zostaliśmy pojmani i zamknięci w jakiejś celi. Pod naszymi łapami znajdowała się gładka, ceramiczna posadzka. Ściany, zupełnie do niej nie pasujące, wykonane były z szorstkiej, szarej skały i właściwie wyglądały tak, jakby mogły być naturalną częścią jaskini. Jedynie w miejscu jednej ze ścian znajdowały się żelazne pręty, które oddzielały nas od prawdopodobnie jedynej drogi ucieczki. 
Cała ta sytuacja była tym dziwniejsza, że w powietrzu nie unosił się żaden zapach, który mógłby pochodzić od naszego porywacza.
Próbowałam myśleć trzeźwo i odgonić od siebie narastający w moim umyśle strach. Dziesiątki pytań cisnęło mi się na język: kto nas porwał? w jakim celu? Nie miałam jednak komu ich zadać, a bardziej pilne wydawało mi się w tamtym momencie obmyślenie planu ucieczki.
Niepewnym krokiem podeszłam do krat i ostrożnie wyciągnęłam łapę w kierunku konstrukcji. Drgnęłam, gdy dotknęłam zimnego metalu, ale całe szczęście nic się nie wydarzyło - żadnych zabezpieczeń magicznych, elektrycznych czy mechanicznych. Z większą dozą pewności siebie chwyciłam kłódkę i przyjrzałam się jej. Wyglądała dosyć prosto, co nieco podniosło mnie na duchu. Skupiłam się na przedmiocie, próbując posłać w jego stronę wiązkę energii badawczej - poznanie struktury zamka pozwoliłoby mi na wytworzenie pasującego do niego klucza. Zamiast tego poczułam tępy ból, który rozchodził się po moim ciele od szyi.
Wymacałam łapami obrożę, której z całą pewnością sama sobie nie założyłam. Była wykonana z pokrytego skórą metalu i, o ile dobrze wyczuwałam, zdobiona ćwiekami. Zaczęłam domyślać się, jaką funkcję spełniała.

- Gdzie jesteśmy? - Usłyszałam za sobą znajomy głos. Prawie podskoczyłam na dźwięk tych słów, były bowiem całkiem niespodziewane i w pierwszej chwili myślałam, że wypowiada je nasz porywacz.
- Nie mam pojęcia - przyznałam. - Ale ktoś nas pojmał, kiedy spaliśmy... W dodatku te obroże uniemożliwiają używanie mocy, pierwszy raz coś takiego widzę - relacjonowałam, starając się zachować spokój.
- To nie brzmi pocieszająco. Wiesz może, kto mógłby to być? - Spytał basior.
- Nie za bardzo, ale podejrzewam, że się dowiemy... - oznajmiłam, gdy zaczęłam słyszeć zbliżające się w naszą stronę kroki.
Emocje szybko jednak opadły, gdy miarowe stukanie nóg (tudzież łap) o posadzkę ucichło w oddali.

Dewi, który coraz bardziej się niecierpliwił, podobnie jak ja wcześniej zaczął próbować swoich sił z kłódką.
- Odpuść sobie - mruknęłam. - Sami stąd nie wyjdziemy. Chyba, że masz jakiś plan.
Pokręcił przecząco głową.
- Nie, ale martwię się o Angela. Skoro nas udało im się porwać, to co mogli zrobić biednemu leporowi?
- Miejmy nadzieję, że nic mu nie jest... Może nie został złapany i przyjdzie nas uratować? - Próbowałam pocieszyć wilka.

Miałam jednak swoje obawy, których bałam się wygłosić na głos. A co, jeśli to Angel za wszystkim stoi? Wydawało mi się to mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę to, jak zaangażowany był chociażby w ratowanie nas przed mantykorą - choć z drugiej strony możliwe, że zależało mu, aby dostarczyć nas tu w jednym kawałku.
Wszystko, co robił do tej pory skrzydlaty zając, zaczęło powoli układać się w logiczną całość. Możliwe, że wcale nie zgubił żadnego talizmanu, a chciał nas przyprowadzić w to miejsce. Pytanie tylko: po co? Czy zrobiłby to z własnej woli, czy też podlegał czyimś rozkazom?
Trochę głupio było mi, że posądzałam kogoś, kogo jeszcze przed chwilą uznawałam za przyjaciela, o dopuszczenie się tak nikczemnych czynów. Pocieszała mnie myśl, że to tylko teoria, a lepor może okazać się całkowicie niewinny.

Westchnęłam głośno i, nie mając nic lepszego do roboty w tej przeklętej celi, zaczęłam układać się do snu. Usłyszałam jednak kroki, które tym razem już się nie oddalały. Ktoś zatrzymał się po drugiej stronie krat. Podniosłam głowę i ujrzałam...

środa, 4 października 2017

Od Abigail - Jesień za progiem

Obudziłam się z okropnym katarem i cała zziębnięta. Rozejrzałam się zaspanymi oczami dookoła jaskini. W oddali zobaczyłam mój przytulny koc, którego dawno już nie używałam. Wstałam i ruszyłam w jego stronę. Łapy plątały mi się i odmawiały posłuszeństwa. Udało mi się jednak dojść do koca. Wzięłam go do pyska i spróbowałam się okryć. Niestety, słabo mi to wychodziło. Ręce są chyba bardziej przydatne niż łapy i pysk... No, przynajmniej w takich przypadkach. Poszłam szybkim krokiem do łazienki i błyskawicznie się ogarnęłam. Następnie ruszyłam do kuchni i zrobiłam sobie gorącą herbatę z sokiem malinowym.
- A więc już jesień... - Westchnęłam pijąc herbatę. - Jak to tak szybko zleciało? - Zastanowiłam się.

***

Dalszą część poranku siedziałam zawinięta kocem, nie robiąc niczego pożytecznego. Jednak koło południa słońce wyszło zza chmur i przybyło kilka stopni. Stwierdziłam, że warto poszukać nowych znajomości. Zaczęłam szukać więc mojego kożuszka zimowego, którego ostatni raz używałam chyba rok temu. Obawiałam się, że będzie w złym stanie, albo że w ogóle go nie znajdę. Okazało się jednak, że leżał pod kanapą. Nie wiem jak się tam znalazł, ale najważniejsze było to, że jest. Ubrałam go. Wydawał się trochę przyciasny, ale nie miało to dla mnie znaczenia. Znalazłam jeszcze czapkę w jego rękawie, więc ją też założyłam.
Stanęłam na progu jaskini. Poczułam to chłodne powietrze w nosie. Bardzo chciałam gdzieś iść, poznać kogoś nowego, ale jesienny wiatr mnie zniechęcał. Liście powiewały razem z nim tworząc jakby małe wiry. Wyszłam za próg i rozglądnęłam się. Pełno zwierząt w około, ale żadnego wilka czy kogoś, z kim można pogadać. Poszłam więc wesołym krokiem przed siebie. Nie miałam konkretnego celu. Szłam przez pobliski las. Był cudowny; Kolorowe liście tworzyły wyjątkowy krajobraz, a krążące w około ptaki nadawały niesamowitego klimatu. Cała ścieżka pokryta była liśćmi, jakby okryła się nimi niczym kożuszkiem...
- Widziałam go już tyle razy... Tyle polowań się tu odbyło. - Zastanowiłam się. Za moment zaburczało mi głośno w brzuchu. - Ech.. Chyba dzisiaj też muszę to zrobić. - Westchnęłam.
- Chyba jesteś tu nowa. - Usłyszałam nieznany mi głos. - A... Psik ! - I zaraz usłyszałam szybkie kichnięcie. Obróciłam się szybko w stronę głosu. Zobaczyłam białą, wysoką i szczupłą wilczycę. Miała smukły pysk i zimne spojrzenie. Jednak jej oczy były całe załzawione, a z nosa wyciekał katar.
- Tak, skąd wiedziałaś ? - Spytałam mierząc Ją wzrokiem.
- Po pierwsze, nigdy Cię nie widziałam, a po drugie, powiedziałaś, że idziesz na polowanie... - Stwierdziła wadera ocierając nos.
- Długo mnie śledzisz ? - Zapytałam podejrzliwie.
- Nie, ale to nieistotne. - Zmieniła szybko temat. - Wiesz co dzisiaj jest ? Wiesz ?! - Zbliżyła się ze gniewnym spojrzeniem.
- Nieee... - Powiedziałam zdziwiona.
- Przesilenie jesienne, a jak jest przesilenie jesienne, to polowania są zakazane w Firht Athaill.
- Yyy, a czemu ? - Zaciekawiłam się.
- Taka jest zasada ! - Oznajmiła. - Każdy wilk w te dni ma wcielić się w wegetarianina. Dlatego jest tak dużo wilków w lesie... - Westchnęła.
- Niby dlaczego ? - zaciekawiona dopytywałam. Do tej pory nie spotkałam żadnego wilka, co trochę się sprzeczało.
- Bo każdy szuka owoców. Przecież musimy coś jeść... - A jak jesteś głodna, to mogę Ci pomóc ich szukać. To nie jest takie proste, jak się może wydawać... - Stwierdziła wadera.
- Aa... Dobra. Możemy poszukać. - Uśmiechnęłam się sympatycznie. - Abigail, możesz mi mówić Abi. - Podałam jej łapę. Wilczyca parsknęła pod nosem.
- Laguna. - Podała niechętnie łapę.
- Mogę mówić do Ciebie Luna ? - Spytałam niepewnie.
- Ee... Wiedziałaś, jakie jest zdrobnienie mojego imienia ? - Zdziwiła się wilczyca.
- Domyśliłam się . - Oznajmiłam wesoło.
- No dobra, ruszajmy. - Mruknęła i obrała kierunek.

***

Około godziny chodziłyśmy i zbierałyśmy różne jagody i inne owoce. Laguna miała koszyk, dzięki czemu nie musiałyśmy od razu tego zjadać, a zostawić na później. Razem wpadłyśmy na pomysł; piknik w jakimś fajnym miejscu. Pełny koszyk byłby idealny! Niestety, ale owoce naprawdę były rzadkością w tym lesie.
- Spójrz tam ! - Krzyknęła wesoło Luna. Popatrzyłam w wskazywane przez nią miejsce. Zobaczyłam wielkie drzewo, ale nie wykazywało się niczym szczególnym od innych.
- No co ? - Zapytałam.
- Nie widzisz ?! Spójrz, ile śliwek! - Luna podbiegła do drzewa i spróbowała się wspiąć. Przyjrzałam się i rzeczywiście było tam kilkanaście sporych śliwek, a kilka zasłaniały pewnie liście !
- Dasz radę tam wejść? - Spytałam, podbiegając do wadery.
- Nie jestem pewna... Nie lubię wspinaczki... - Stwierdziła Laguna.
- To ja spróbuję się tam wdrapać. Asekuruj mnie ! - Powiedziałam i skoczyłam najwyżej jak potrafiłam. Przyczepiłam się pazurami i jakoś wdrapałam dalej na gałąź.
- Ło ! Jak Ty to zrobiłaś ? - Zapytała podekscytowana Luna.
- Sama nie wiem... - Uśmiechnęłam się zdyszana.
- Dosięgniesz jakiś śliwek ? - Zapytała, a ja rozglądnęłam się po konarze. Widziałam ich na prawdę sporo !
- Tak. Będę je do Ciebie zrzucać ! - Krzyknęłam, idąc już po gałęzi.
- Spróbuję złapać... - Powiedziała niepewnie Laguna.

***

Laguna okazała się naprawdę wspaniałym łapaczem. Miała świetny refleks, a ja dobrze utrzymywałam równowagę. Nazbierałyśmy około dwudziestu śliwek ! Gdy okazało się, że koszyk jest pełen, chciałam sprytnie zeskoczyć z drzewa. Jednak poślizgnęłam się i upadłam akurat na Lunę trzymającą koszyk. Laguna próbowała mnie jeszcze uratować w locie, jednak zbyt szybko spadałam. Owoce rozsypały się, a koszyk pękł.
- No nie ! - Krzyknęłam, patrząc na rozsypane owoce. - I co teraz ?
- Spokojnie. Potrzebuję wody... - Rozglądnęła się wadera.
- Że co ?! Po co Ci woda ?! - Zapytałam zirytowana. Wilczyca nie odpowiedziała mi. Pobiegła przed siebie. Stwierdziłam, że pewnie wie co robi, więc poczekałam na Nią.
Szybko wróciła, ale byłą cała przemoczona.
- Co robiłaś ? - Zapytałam zdziwiona. Wadera dalej milczała i skupiła swoją uwagę na owocach. Nagle z jej futra zaczęły wypływać krople wody i tworzyć bańkę, która przyciągnęła wszystkie owoce i złapała je do środka.
- Ja... Jak Ty to... ?! - Zapytałam oszołomiona. Laguna zaśmiała się i powiedziała, że jest wilkiem władającym wodą. Szeroko się uśmiechnęła i zaczęłyśmy planować miejsce, w którym rozłożymy piknik. Po kilku minutach myślenia ruszyłyśmy w drogę.

C.D. N.

Otrzymujesz: orzech włoski oraz śliwkę!

poniedziałek, 2 października 2017

Od Yin'a - Jesienne liście cz. 1

Oddech stał się zimniejszy.
Wstałem i moją sierść lekko musnął wiatr.
Z oddali słychać było radosne krzyki i coś tak jakby,
jak jesienne liście.
Spadły na moją ścieżkę.
Niby mała rzecz, a jednak tak wielka na mojej drodze.
Nie przejdę, zatrzymuję się.
Głosy cichną,
a ja stoję.
Jak bezradny ptak Dodo czekam na wybawienie.
Stoję i czekam.
Kolejne liście upadają na moją ścieżkę.
Otchłań pochłonęła mnie i jesienne liście...


C.D.N.

niedziela, 1 października 2017

Podsumowanie września 2017

Jak co miesiąc witam Was serdecznie w podsumowaniu! Wszyscy już zaczynamy cierpieć na bóle pleców od noszenia ciężkiego plecaka, a czas wolny wydaje się być już tylko pojęciem abstrakcyjnym - szkoła ruszyła pełną parą, co niestety obija się negatywnie na aktywności na blogu.
Możemy się pocieszyć faktem, że to już październik, został nam więc jeden miesiąc mniej do wyczekiwanego zakończenia roku :) A po drodze czeka nas sporo dni wolnych.
Bez zbędnego ociągania przejdźmy więc do podsumowania!


WRZESIEŃ W LICZBACH

-> We wrześniu dołączył do nas jeden smok (Silver). Firth Athaill również zwiększyło swoją liczebność o jednego członka (Snuffles).
-> Członkowie bloga napisali w sumie 24 opowiadania. To całkiem niezły wynik, jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że szkoła nas wszystkich wyraźnie zamęczyła.
-> Wciąż nie udało nam się dobić 35 000 wyświetleń, choć niewiele nam już do tego brakuje.



WRZESIEŃ W FABULE

-> Shadow i Yin wypili miksturę, która na krótki czas przemieniła ich w ludzi.
-> Dewi i Ferishia byli bliscy odnalezienia zagubionego kryształu, jednak dostali się w niewolę, w dodatku nie mają możliwości korzystania ze swoich mocy.
-> Laguna i Deidara spotkali się na brzegu jeziora. Udało im się znaleźć wspólny język; podjęli decyzję o wspólnym polowaniu.
-> Laguna i Vinci odrobinę się posprzeczali (a to nowość!). Wadera została napadnięta przez potwora i potrzebuje pomocy.  
-> Kali i Abra wyznali sobie miłość, co uczcili trochę zbyt mocnym trunkiem - krasnoludzkim spirytusem.
-> Shadow w końcu postanowiła wyznać swoje prawdziwe imię Lagunie
-> Snuffles natrafił w swojej norze na nieproszonego gościa, który okazał się być znajomym Laguny.
-> Kivuli Moto wzięło na sentymenty, podobnie z resztą jak Yin'a.


NOWOŚCI, AKTUALIZACJE ITD.

-> Punkty Doświadczenia za ten miesiąc zostały już rozdane. Zachęcam do sprawdzenia, czy Wasza postać może już przejść wyżej w hierarchii.
-> Do właścicieli postaci, które były nieaktywne na blogu, zostały wysłane upomnienia.
-> Dzięki Lagunie członkowie bloga mogą teraz wybierać spośród większej liczby prezentacji na Howrse. Serdecznie dziękujemy za przygotowanie grafiki!
-> Przypominamy, że wszystkie wydarzenia związane z jesienią trwają do 20 października!



To by było tyle na wrzesień. Do zobaczenia w kolejnym podsumowaniu, które ukaże się pierwszego listopada!

Pozdrawiam,
Ferishia