piątek, 27 października 2017

Od Shadow


Na pysku Laguny widać było zdziwienie, lecz też lekką irytacje. Zmrużyłam oczy, czekając na reprymendę wadery.
- Wcale nie sknociłaś ! - Wyrwała się, po długim milczeniu. - Zazdroszczę sprytu, serio. - Wstała i podeszła kawałek, podniosłam głowę, zastanawiając się czy ona żartuje.
- Ale... Nie masz wyrzutów, że nie powiedziałam Ci prawdy ? - Zapytałam zdziwiona, patrząc z niedowierzaniem na białofutrą.
- Nie! To logiczne, że nie powinnaś podawać prawdziwego imienia do ledwo poznanej osoby, która do tego nie jest przyjaźnie nastawiona... - Roześmiała się Laguna, uśmiechnęłam się sztywno, wciąż analizując to, co powiedziała moja towarzyszka. 
- Okey... No więc, co chciałaś powiedzieć, kiedy wstałaś? - Zapytałam, unikając tamtego tematu. Padło najczęstsze pytanie z możliwych - jak się czuję. Odpowiedź była prosta, poinformowałam Lagunę o nieustającym bólu w łapie.
- Pokaż ją. - Podeszła do mnie, z niechęcią dałam jej dotknąć swoją łapę. - Wiesz co... Tu chyba nie pomoże Ci zwykła maść i bandaż. Wydaje mi się, że jest skręcona... - Oznajmiła. Zagryzłam zęby. Tego się obawiałam i nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli. Zirytowałam się delikatnie, skręcenie albo co gorsza złamanie uziemi mnie na dobre kilka tygodni, jak nie miesięcy. 
- Też tak właśnie myślałam... Ale nie chciałam dopuszczać tej myśli do siebie. - Burknęłam załamana. - Co teraz ? 
- Trzeba ją będzie... Nastawić. - Spojrzała na mnie ze smutkiem. Poczułam nieprzyjemny skurcz w żołądku. 
- Nie obejdzie się bez tego ?! - Spanikowałam już do reszty. - Przecież musi być inny sposób !
- Jak chcesz, możemy ją uciąć. - Zażartowała, chociaż mi nie było do śmiechu. Nasza dyskusja trwała dobrą chwilę, przerwał ją towarzysz Laguny - Rosso. Uspokoił nas, chociaż wciąż klęłam pod nosem. Wyśmiał nas, po dokładnym obejrzeniu łapy. Stwierdził że jest to złamanie, otworzyłam pysk w niedowierzaniu, że złamałam łapę. Przełknęłam ślinę, zastanawiając się czy jest jakaś opcja szybszego wyleczenia jej. Nie pomyślałam nawet, że mogłoby to być możliwe. Cały czas przekonana byłam, że to tylko stłuczenie, które wciąż nie chce zejść a wyszło że to jakieś zasrane złamanie. Rosso przyniósł mi poduszki i koc, kazał mi się położyć. Wykonałam niechętnie polecenie, zagryzając zęby. 
- Nastawcie. - warknęłam, będąc gotową na ból, który będzie mi za chwilę towarzyszył. Rosso spojrzał na mnie jakbym nie była u zdrowych zmysłów. - Już! - podniosłam głos, chciałam to mieć za sobą. Lisek przygotował co trzeba i po chwili był przy mnie, Laguna spoglądała na to z lekkiej odległości, zamknęłam oczy, przygotowując się na gwałtowną reakcje mojego ciała. Rosso wprawnie zrobił to, co trzeba. Moją kończynę spiorunował ból.
- Japierdole! - warknęłam, spoglądając wściekle na Rosso. Lis popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem. - Mocniej się cholera nie dało? - wysapałam, czując, jak pod powiekami pieką mnie łzy. Po chwili jednak ból zniknął, a ja mogłam odetchnąć. Rosso poinstruował mnie i poszedł po zastrzyk. Wrócił w przeciągu kolejnych minut, cienka igła przebiła skórę, lekarstwo szybko zostało wtłoczone. Lis cofnął się i usiadł spoglądając na mnie. Laguna skinęła lekko głową, dając mi do zrozumienia że powinnam podziękować.
- Dziękuję. - warknęłam i chciałam wstać, lecz tamta dwójka skutecznie mnie powstrzymała. - Nie gadajcie, że mam tu gnić, dopóki nie wyzdrowieję! - krzyknęłam i popatrzyłam na Lagunę, błagalnie, pokręciła głową. - Przecież ja tu zgniję! Muszę jakkolwiek być aktywna. - powiedziałam zrezygnowana. Rosso roześmiał się, rzuciłam mu mordercze spojrzenie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!