Oddech stał się zimniejszy.
Wstałem i moją sierść lekko musnął wiatr.
Z oddali słychać było radosne krzyki i coś tak jakby,
jak jesienne liście.
Spadły na moją ścieżkę.
Niby mała rzecz, a jednak tak wielka na mojej drodze.
Nie przejdę, zatrzymuję się.
Głosy cichną,
a ja stoję.
Jak bezradny ptak Dodo czekam na wybawienie.
Stoję i czekam.
Kolejne liście upadają na moją ścieżkę.
Otchłań pochłonęła mnie i jesienne liście...
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!