poniedziałek, 13 listopada 2017

Od Laguny - Łzy Luny


Po rozstaniu się ze Snufflesem, Laguna pobiegła w stronę swojej jaskini. W pewnym momencie zobaczyła jednak mały pagórek w oddali. Wyglądał jak z baśni, jak z opowieści. Nie mogła się oprzeć... Musiała tam pójść.
Choć już bardzo zmęczona, na skrajach sił, przebiegła ostanie kilka metrów. Usiadła na skale stojącej w promieniach słońca i zamknęła na moment oczy. Już dawno nie czuła się tak beztroska, jak właśnie w tamtej chwili. Mogła przemyśleć wszystko i rozważyć wszystko, na co nigdy nie miała czasu. Choć nigdy nigdzie jej się nie spieszyło, zawsze brakowało jej właśnie takich chwil...

***

Zerwała się nagle, otwierając szybko oczy, bo przypomniała sobie, że przecież Brown zdążył się już pewnie rozgościć.
- Pewnie aż za bardzo... - Powiedziała sama do siebie wilczyca, zbiegając już pędem z górki.
Wbiegła truchtem do tunelu swojej jaskini, z którego zbiegła, bo nie miała czasu na jakieś tam ślizgawki. Wyskoczyła po kilku sekundach już na dole. Poślizgnęła się lekko, ale udało jej się utrzymać równowagę. Rozejrzała się zdenerwowana.
- Brown ?? - Zapytała głośno z zaniepokojeniem. Echo rozbiegło się po korytarzach jaskini, po czym nastąpiła chwila głuchej ciszy. Laguna czekała jedynie na jakąkolwiek odpowiedź. Nie usłyszawszy jej zawołała jeszcze jeden raz i poszła powoli do głównej komnaty.
Rozglądała się, nadsłuchiwała, jednak żadnego nawet szelestu nie usłyszała (te rymy ;P). Kolejny raz zawołała, jednak tym razem swojego zielonego kompana, Rosso, którego również nie mogła nigdzie znaleźć. Udała się więc do jego pokoju, mając nadzieję że właśnie tam będzie. Weszła przez ciasny otworek i rozciągnęła się. Poczuła nie przyjemną woń, która krążyła w pomieszczeniu. Skrzywiła pysk odruchowo. Przystawiła swoją brudną z ziemi łapę do nosa, żeby choć trochę zatuszować smród. Podniosła łeb. Przed jej oczami stała mała sterta siana, na której leżał śpiący już jak skała suseł. Wadera uśmiechnęła się lekko, bo wyglądał słodko. Zostawiła gryzonia i prześlizgnęła się znowu przez szparkę.
- Zaraz zaraz... - Powiedziała zastanawiając się. - To pokój Rosso... Brown nigdy sobie nie trafi do siebie... - Zirytowała się Luna. Weszła z powrotem do pomieszczenia i chwyciła susła za kark, jak szczeniaka. Na szczęście nawet się nie obudził. Zaniosła go do całkiem innej komnaty, która była wprost idealna dla takiego wędrowca, jak Brown. Położyła go na przytulnym kocu, a obok położyła małą miseczkę z kilkoma orzeszkami. Laguna chciała, by jej przyjaciel czuł się jak u siebie w domu.
Gdy wadera skońcyzła sprzątać siano i inne śmieci z pokoju Rosso, poszła do głównej komnaty, żeby go znaleźć. Była wręcz pewna, że siedzi tam obrażony. Zajrzała przez próg
- Hej Rooosso ! Brown jest już u siebie... - Zdziwiła się pod koniec zdania, bo liska i tam nie było. - Rosso.. ? - Zapytała niepewnie. Kolejny raz wpadła na pomysł - szklarnia ! Ruszyła więc w jej stronę. Otworzyła tajne drzwi i weszła do środka. Tam również nie było jej przyjaciela. Na prawdę zaczęła się martwić. Zauważyła jednak małą karteczkę na środku pomieszczenia. Pięknie wycięta i z wiadomością:

Przepraszam, droga Luno.

Muszę Cię opuścić. Nie chcę Ci tego teraz wytłumaczyć, nie ma czasu. Żałuję, że nie mogłem się z Tobą wcześniej pożegnać, ale obiecuję, że jeszcze się spotkamy.
A więc do zobaczenia, przyjaciółko, będę tęsknić.
~Ros.

Łzy rozmazały już po chwili atrament i piękne pismo. Zostały jedynie plamy, które z każda łzą powiększały się i powiększały, tak jak ból w sercu już stęsknionej wilczycy. Otarła łapą oczy i wybiegła o zmroku z nory zabierając list od Rosso. Biegła jak najszybciej potrafiła, nie czuła już żadnego innego bólu, niż ta okropną pustkę w sercu.
I tak zniknęła w gęstwinie lasu i przy świecącym jak nigdy księżycu w pełni, ale to już całkiem inna historia...

KONIEC c:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!