piątek, 24 listopada 2017

Od Shadow



Siedziałam pod drzewem, obserwując zmieniającą się przyrodę. Westchnęłam cicho, zastanawiając się, czy warto jeszcze tu zostawać. Przydałoby się odsapnąć od ciągłego bycia w ruchu i zmieniania miejsca. Zanuciłam fragment starej piosenki, starając się skupić myśli na czymś innym niż głodzie, który doskwierał mi od poranku. Nie chciałam pozwolić sobie na utratę formy, a polowania były jedynym urozmaiceniem codziennej nudy, która doskwierała mi od dłuższego czasu. Odkąd przestałam współpracować z Feri i wróciłam do samotniczego stylu, brakowało mi jakiegokolwiek towarzystwa. Spuściłam głowę, wbijając nieobecny wzrok w łapy. 
- Cholera, trzeba zapolować. - burknęłam do siebie i wstałam, strząsając krople wody osiadłe na moim futrze. Siedzenie pod drzewem po deszczu na pewno będzie skutkowało chorobą. Wyszłam z chwilowej kryjówki, koło której walało się już zjedzone truchło ostatniej sarny. Pociągnęłam dwa razy nosem, oprócz świeżego zapachu po deszczu, czuć było też sarniną. Uśmiechnęłam się do siebie i zaczęłam skradać w stronę polany, którą odgradzały krzaki. Zignorowałam to, że wciąż obijały się o mój pysk. Wizja posiłku radowała mnie i napawała nadzieją. Nie mogłam doczekać się świadomości że znowu mogę polować, a śmierć łani wywoływała uśmiech. Wstrzymałam oddech, gdy kopytna podniosła głowę i spięła się. Zatrzymałam się i czekałam. Minęło kilka sekund, zwierzę uspokoiło się. 

***

Teraz moja kolej. Wyskoczyłam z krzaków, po kilku susach znalazłam się przy łani. Skoczyłam na nią i powaliłam na ziemię, szybko znalazłam odpowiednie miejsce, tchawica. Wgryzłam się i napawałam się gorącą krwią spływającą w głąb mojego gardła. Po dwudziestu sekundach, gdy wzrok łani wbity był w niebo, a ciało usztywniło się, by zaraz potem rozluźnić się. 'Martwa' Pomyślałam z satysfakcją, oblizując wargi, które uwalone były krwią zwierzyny.
- Dobra skuteczność. - usłyszałam za sobą, podniosłam głowę. Odwróciłam się, zastanawiając się, do kogo należał ten głos. Odchyliłam uszy do tyłu i skrzywiłam lekko. Nie miałam ochoty na rozmowy, zwłaszcza o technikach polowań. Spoglądałam na niego chłodnymi oczami, spięłam mięśnie. 
- Tak. - Odparłam, głosem wypełnionym zniecierpliwieniem i ignorancją. Jak chce porozmawiać, to nawet trawa jest bardziej rozmowna niż ja dzisiaj.
Basior pochylił głowę i zastrzygł uszami, jakby skruszony. Uśmiechnęłam się z wyższością.
- Wybacz. Może nie lubisz polować, czy coś... - wybąkał szybko, cofnęłam się.
- Lubię. Po prostu nie lubię wilków. - fuknęłam w jego stronę, zachowując bezpieczną odległość. Spojrzałam na truchło sarny, mogę sobie darować obiad.
- Ach... - mruknął wilk - Wybacz. Jak chcesz, to sobie pójdę. - w jego głosie rozbrzmiewała nutka nadziei. 'Zostań! Tak dawno z nikim nie rozmawiałam!' Krzyczałam w swoim umyśle. Ten dzień był tak do dupy, a ja jeszcze bardziej go sobie niszczyłam.
- Świetnie, przynajmniej jeden głupiec da mi święty spokój. - Syknęłam, wiedząc że kolejny dzień będę mogła żreć gryzonie, którymi nie idzie się najeść. - Żegnam. - warknęłam, machając ogonem. Basior stał w miejscu, jakby odebrało mu rozum. Wydawał się miły, a ja wszystko musiałam zaprzepaścić. Może podczas kolejnego spotkania, które pewnie nigdy nie nastąpi, uda mi się z nim nie "pokłócić". Spojrzałam ostatni raz na sarnę, która wpatrywała się martwym wzrokiem w nicość. 
- Życzę smacznego. - fuknęłam wściekle i stanowczym krokiem minęłam wilka, który spoglądał na mnie zdziwiony. Dopiero po paru sekundach dało się zauważyć, że zapaliła mu się lampka. Skierowałam się ku najbliższemu jezioru, w celu odszukania jakiegoś miejsca, gdzie mogłabym odpocząć. Warto byłoby częściej z kimś rozmawiać. Schodząc w dół, łapy ślizgały mi się na błocie, podbrzusze miałam urżnięte brązową mazią i sklejoną krwią łani. W głowie wciąż próbowałam rozszyfrować zachowanie wilka, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
Po zejściu na dół, ujrzałam znaną mi białą sylwetkę.
- Luna! - zakrzyknęłam, podbiegając do wadery. Odwróciła się z uśmiechem, najwidoczniej mnie kojarząc. Odwzajemniłam uśmiech, który zaraz potem zniknął i ustąpił miejsca zirytowaniu. Cofnęłam się i pochyliłam uszy do tyłu, z mojego gardła wydobył się cichy warkot. 
- Nie spodziewałam się tak szybkiego ponownego spotkania. - minęło kilka godzin, ale i tak nie miałam zamiaru spotykać jeszcze raz tamtego brązowego wilka.
- Shad, coś nie tak? - zmartwiony głos Laguny zmusił mnie do ogarnięcia się. Dalej działała na mnie uspokajająco, chociaż irytowała mnie nieraz swoim zachowaniem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!