niedziela, 4 marca 2018

Od Neythiri




Zaciekawiona dreptałam u boku Darsh'tiana. Powoli wynurzaliśmy się z dzikich leśnych ostępów - drzewa się przerzedzały, chaszcze nie dawały się już tak bardzo we znaki. Pod naszymi łapami delikatnie chrzęściły drobne, lodowe kuleczki, pozostałe po gradzie.
- Długo idzie się do tych gór? - zapytałam, chcąc przerwać chwilowe milczenie.
- Niezbyt. Cierpliwości. - mruknął z uśmiechem. Westchnęłam.
Przez dłuższą chwilę zapadła między nami cisza, ale cisza przyjazna. Szłam w milczeniu, wsłuchując się w miarowy odgłos, jaki wydawały smocze łapy odbijające się od zasłanej szczątkami roślin ziemi. W pewnym momencie zauważyłam słoneczne refleksy, lśniące na łuskach  Darsh'tiana. Uniosłam głowę nieco wyżej i stwierdziłam, że zbliżamy się do granicy lasu. Liczyłam, że, po wyjściu spomiędzy drzew, dostrzegę wreszcie złote góry.
Rzeczywiście, po kilku minutach spokojnego marszu ujrzeliśmy granicę lasu. Przyspieszyłam kroku.
- To tutaj? - spytałam, nie potrafiąc ukryć emocji.
Smok zaśmiał się melodyjnie.
- Tak. Zaraz zobaczysz, dlaczego te wzniesienia nazywamy złotymi. - mruknął, jeszcze bardziej budując pokaźne już napięcie.
W kilku dłuższych susach pokonałam odległość dzielącą mnie od wyczekiwanego widoku, po czym wyskoczyłam zza drzew, a moim oczom ukazał się niezwykły krajobraz, którego zwieńczeniem były majaczące w oddali szczyty, mieniące się złotem. Musiałam przyznać, że ich nazwa była niezwykle trafna. Stałam na skraju drobnego urwiska, które prowadziło na rozległą równinę. Wystarczyło tylko przemierzyć nieduże pustkowie, by znaleźć się na miejscu.
- Opłacało się przyjść aż tutaj? - usłyszałam za sobą głos smoka.
- A co to za pytanie? Oczywiście, że tak! Kurczę, ale tu jest pięknie! - machnęłam z ekscytacji ogonem i zaczęłam schodzić ze stromego zbocza. Zaraz jednak powstrzymał mnie ruch łapy 'Tiana.
- Uważaj, tu jest bardziej niebezpiecznie, niż się wydaje. - ostrzegł mnie. Potulnie cofnęłam się i zrównałam z rozmówcą.
Smok ciągnął dalej:
- Może lepiej będzie, jeśli użyjesz swoich skrzydeł i zlecisz stąd. Ja pójdę tędy, mam już jako taką wprawę i wiedzę odnośnie tych terenów. - polecił, wskazując mi kierunek lotu. Zgodziłam się.
- Tylko uważaj tam, nie chcę stracić przewodnika. - zaczepiłam go, szturchając lekko barkiem o jego bok. Parsknął.
- Bez obaw. Chyba raczej tobie przyda się szczęście, bo tam, na górze, podobno nieźle dmucha. - mruknął, siląc się na spokój. Zadrżałam, ale nie dałam po sobie tego poznać.
- W takim razie ciekawe, kto będzie pierwszy na dole! - krzyknęłam, podkreślając ostatnie słowa i rozpostarłam skrzydła.
Darsh'tianowi nie trzeba było dwa razy powtarzać propozycji drobnej rywalizacji. Co więcej, błyskawicznie zareagował: odbił się od podłoża wszystkimi czterema łapami i znalazł się niemal w połowie zbocza. Nie czekałam więc dłużej i poderwałam się do lotu. Zaciekle machając skrzydłami uniosłam się wysoko, po czym poszybowałam w wyznaczone miejsce, zataczając niewielkie okręgi.


Darsh'tian? Coś ostatnio brak weny, a autokorekta pozwala sobie na zbyt wiele...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!