Któregoś ranka usłyszałem ponownie głosy błagające o pomoc.
Usłyszałem nie tylko to. Ktoś patrzył się na mnie. Już wiedziałem, że nie jestem bezpieczny. Nagle usłyszałem głos
- Głośniej, bo Cię nie usłyszy! - Najwyraźniej była mowa o mnie. Wzbiłem się gwałtownie w powietrze, kiedy ktoś chciał się na mnie rzucić. To jeden z morderców. Nie, ja musiałem, musiałem go zabić. Przyszedł na zwiady. Zanurkowałem wprost na niego wbijając mu szczęki prosto w głowę. Zacząłem dostawać furii wściekłości. Drapałem, gryzłem, rozszarpywałem. To trwało dość szybko. O jednego człeka mniej. W furii zawarczałem na cały głos:
- Pewnego dnia nie będziecie mieć nikogo! Tak jak ja! Wy bezdusznicy! - Usłyszeli mnie, lecz nie wiedzieli, skąd ten głos dobiega. Znikłem w chmurach, gdy przybiegli na miejsce zbrodni. Zaczęli krzyczeć, wariować, przeklinać, ale to na nic.
Poleciałem do Shadow.
- Czy byli u Ciebie ludzie? - zapytałem nerwowo.
- Nie. Coś się stało? - powiedziała przestraszona.
- Ludzie, przyszli mnie zabić. O jednego mniej... - nie zdążyłem dokończyć zdania, a ona mi przerwała.
- Nie, nie wierzę. Powróciłeś do mordów? Miałeś z tym skończyć! Jak możesz?! - Krzyczała ze łzami w oczach.
- Nie moja wina. Znów mnie zaczęli poszukiwać. Nie jestem bezpieczny. Czy mogę u Ciebie przenocować? - Objaśniłem.
- Nie wiem. Muszę pomyśleć. - odparła ze smutkiem w głosie. Po chwili westchnęła:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!