czwartek, 15 czerwca 2017

Od Darsh'tiana - Przebudzenie

-----------------------------
-----------------------------


Powietrze. Chłodny gaz otoczył moje ciało, wciskając się w każdą, najmniejszą nawet szczelinę. Było to dziwne uczucie. Odświeżające. Jakby powietrze zabierało łuskom cały ból i zmęczenie.
Wziąłem głęboki oddech. Powietrze. Znalazło drogę przez nos do płuc, przyjemnie je wypełniając - cóż za cudowne uczucie!
A cóż to? Widać plamkę. Coś widać! Pokryte łuskami powieki kilkukrotnie zamrugały, nie dowierzając temu widokowi. Po latach absolutnej ciemności nawet niewielka plamka zdawała się czymś niezwykłym.
Jeszcze chwilę kłębowisko trwało w stagnacji, po chwili jednak wszyscy jak jeden mąż rzucili się w stronę światła. To świat zewnętrzny! Walczyłem z pokusą, by dołączyć do tłumu uciekinierów, wiedziałem jednak, że nie ma to sensu. Uwięziono nas na wieczność, a te zjawiska to zapewne tylko pułapka, mająca wywołać w nas jedynie frustrację; rozbudzić płonną nadzieję.
Pozostałem na swoim miejscu, ciesząc się z chwilowego rozluźnienia. Mój ogon i łapy były zdrętwiałe od wielu dni, zapomniałem już, jak to jest nie czuć bólu w plecach. Spaliśmy wszyscy na twardym gruncie, jeden na drugim, jak sardynki w puszce. Nie było tu wystarczająco dużo miejsca, by wszyscy wygodnie ułożyli się do snu. Korzystałem więc ze swobody, jaką dało to poruszenie i rozciągałem zesztywniałe mięśnie.
Wtem do więzienia przedostały się kolejne promienie światła. Sklepienie nad nami rozszerzało się. Teraz nawet ja uwierzyłem, iż może być to szansa na uwolnienie się. Skacząc po innych - wszak nie mam skrzydeł - zbliżyłem się do szczeliny. Wykonałem ostatni, długi sus i mocnymi, złotymi pazurami wczepiłem się w skałę. Kątem oka dostrzegłem, że kilku smokom udało się już przedostać na zewnątrz.
Wykrzesałem z dawno nieużywanych mięśni całą energię, jaka była w nich zgromadzona i mocno pchnąłem zimny kamień. Rozstąpił się trochę, a ja wcisnąłem ciało w szczelinę. Jeszcze trochę i bedę wolny!
Głowa jako pierwsza wychynęła z rozstępu, a wszystkie zmysły zaczęły łapczywie chłonąć bodźce z otaczającego świata, co początkowo było bardzo przytłaczające.
Nienawykłe nawet do bladego światła księżyca oczy bolały, jednak i tak nie potrafiłem ich zamknąć - otaczało mnie tyle wspaniałych rzeczy! Piasek, kamienie, nocne niebo! Wyglądały dokładnie tak, jak je zapamiętałem!
A ile zapachów się tu unosiło! Pustynny pył, futro jakiegoś zwierzęcia, ciepły wiatr! W pierwszej chwili miałem trudności z ich rozwiązaniem, tak dawno do mego nosa nie dotarła żadna woń z zewnątrz.
Chłodna, nocna bryza owiewała wystającą ze szczeliny głowę. Było to uczucie niezwykle odświeżające po setkach lat kiszenia się pod ziemią.
Po upływie paru chwil otwór rozszerzył się dostatecznie, bym mógł wydostać się na wolność. Wyszedłem jako jeden z ostatnich. Pozostałe smoki rozprostowywały już skrzydła i próbowały swoich sił w locie. Ja, z racji ich braku, rozciągnąłem po prostu zbolałe mięśnie. Pochodziłem trochę w kółko, na początku dość niezgrabnie - już niemal zapomniałem, jak to się robi.
Wtem, na krawędzi szczeliny dojrzałem ciekawie wyglądające stworzenie, które kurczowo trzymało się zębami wystającej gałęzi. Zwierzę miało zaraz wpaść w piekielną otchłań, która była smoczym więzieniem przez wiele lat.


----------------------------------
----------------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!