Znajdowałam się właśnie w Cieniu, to miejsce było pełne ciemności i innych stworzeń, których imion nie znałam. Wędrowałam w poszukiwaniu odpowiedniego wyjścia. Gdy wreszcie je odnalazłam, wkroczyłam pewnie w mieniące się kolorami lustro, nad którym napisane było Lodowa Grań w języku Cienia, którego dawno się nie uczyłam, ale go pamiętałam. Ciemna kraina zawirowała i znalazłam się Lodowej Grani, uderzył mnie nagły podmuch wiatru, który niemal wepchnął mnie z powrotem do lustra, nim zdążyło znów pogrążyć się w Cieniu. Potrząsnęłam głową, by otrząsnąć z siebie śnieg, pomimo mrozu, który tu panował, nie było źle.
- Jasna cholera... gdzie to będzie? - Zapytałam sama siebie i znów ruszyłam w przód, walcząc z wiatrem i mrużąc oczy, by cokolwiek zobaczyć. Zaczęło zmierzchać, pojawiały się pierwsze cienie, w umyśle słyszałam wnerwiające szepty, mówiły coś o wolności i innych pierdołach. Zignorowałam je i przyspieszyłam, odpoczywałam podczas pobytu w Cieniu, więc nie zatrzymałam się teraz, moje łapy zapadały się w śniegu, który był dosyć głęboki, czułam jak futro na brzuchu lepi się od śniegu. Spojrzałam na mój talizman, który świecił się słabym blaskiem, był jedyną pamiątką, jaką dostałam po matce, ponieważ byłam najstarsza z miotu... zresztą to przeszłość. Nawet nie wiem, co u Aero i Chroma. Pokręciłam głową i ruszyłam naprzód, zbliżałam się do dalszej części Nerthveny, kraina ta była piękna i bardzo lubiłam po niej podróżować. Gdy opuściłam Lodową Grań, zorientowałam się, że znajduję się na szczycie Pasażu Południowego. Musiałam zejść ze stromego stoku, nie chciałam używać Cienia do zejścia. Łapa za łapą, zbliżałam się do znalezienia się na dole. Za którymś razem,nie znalazłam oparcia i pojechałam w dół, pomimo paniki, znalazłam bolesne miejsce, gdzie mogłam się zatrzymać. Wystająca skała, na którą się skierowałam, zatrzymała mnie, jęknęłam, gdy poczułam ból w lewym boku, którym uderzyłam. Podniosłam się i stanęłam nierówno na skałce. Spojrzałam w dół i połknęłam ślinę ze stresem, gardło ścisnęło mi się na samą myśl o zjechaniu na sam dół. Postanowiłam się przemóc i zejść, znów krok za krokiem i wreszcie znalazłam się na dole, odetchnęłam z ulgą i obmyśliłam plan dalszej wyprawy.
- Tam jest Wysoka Akacja - powiedziałam do siebie i spojrzałam w jej stronę - a tam będzie Drzewo Życia. - Dodałam i ruszyłam przed siebie, po drodze wyczułam zapach jelenia, mieszający się z moją krwią... - Chwila, moją? - Miałam powiedzieć to w myślach, ale wymsknęło mi się i popatrzyłam na lewy bok, który został lekko (przynajmniej tak mi się wydawało) zraniony, nie zwróciłam na to wcześniej uwagi, ale teraz zauważyłam, że moje futro posklejane jest od zaschniętej krwi. Ból, który teraz odczułam, był dziwny, bo było to nagłe uderzenie wielkiego bólu, a potem tylko puls. Ruszyłam truchtem, w stronę jelenia który słaniał się na nogach, był już stary. Zaczęłam się skradać, gdy odwrócił się tyłem, zaatakowałam. Wbiłam kły w jego ciało, w gardle poczułam gorącą krew, która ściekała powoli. Wbiłam też pazury, ale tym razem w brzuch, powoli opadał z sił, zauważyłam na jego ciele blizny ale głód przezwyciężył chwilową słabość i współczucie w siłę. Gdy zwierzę upadło, puściłam je i podeszłam do szyi, wbiłam w nią ostre kły i czekałam aż wyzionie ducha, co stało się już po paru minutach. Chwyciłam wygodniej jego martwe ciało i ruszyłam w stronę Drzewa Życia. Rozmyślałam nad podróżą Cieniem, ale te parę kilometrów mi życia nie odbierze. Gdy znalazłam się przy wejściu, rzuciłam jelenia i czekałam.
- Jestem Shadow - powiedziałam chłodno, gdy tylko ujrzałam Alfę, przynajmniej na nią wyglądała -proszę o przenocowanie mnie przez kilka dni, muszę odpocząć i zaleczyć rany - tu wskazałam na mój bok, który wyglądał jak siedem nieszczęść, był uwalony błotem i krwią, a futro lepiło się od tego wszystkiego.
- A więc, Shadow... - zaczęła tamta.
>Ferciu? :> <
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!