------------------------------
------------------------------
Kremowa peleryna delikatnie falowała na gorącym, pustynnym wietrze. Był to prezent od Ramila, który miał zapewnić mi ochronę przed piekącym słońcem i sprawdzał się w tej roli znakomicie. Materiał dodatkowo natarty był nieznanym mi olejkiem o korzennym zapachu, co, jak twierdził młody kapłan, powinno trzymać spragnione chociażby najmniejszej kropelki wody insekty z dala od moich wilgotnych oczu i nosa.
Wędrowaliśmy już od dłuższego czasu, jednak tym razem podróż była dla mnie przyjemniejsza niż wtedy, gdy pierwszy raz wkroczyłam na pustynię. Wyruszyliśmy o bardziej odpowiedniej porze dnia, miałam też pelerynę i świetnego przewodnika, toteż nie było w tym nic dziwnego.
Mimo tego odczułam wielką ulgę, gdy Pustynne Ruiny wyłoniły się zza linii horyzontu. Początkowo przyglądałam się zniszczonym murom z dozą niepewności, mając na uwadze fakt, iż może być to po prostu fatamorgana. Ramil zatrzymał się jednak, a ja uczyniłam to samo.
- Dalszą drogę musisz przebyć sama. Bogini nic nie wspominała o tym, że możesz mieć pomocników, rozsądniej więc będzie, jeśli tu zostanę. Jeżeli będziesz mnie potrzebować, poślij magiczną flarę w niebo, a postaram się pomóc. Powodzenia - ostatnie słowo wypowiedział z dość kwaśną miną. Wiedziałam, iż zakłada, że mogę już nie wrócić.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się najcieplej jak umiałam, choć w obecnej sytuacji ciężko było zachować optymizm. - Żegnaj więc.
Skierowałam kroki w stronę opuszczonych ruin. Obejrzałam się jeszcze za siebie, by ujrzeć drobne stworzonko machające mi łapą na pożegnanie. Odwzajemniłam gest, po czym kontynuowałam wędrówkę.
W miarę, jak zbliżałam się na miejsce, ogarniały mnie coraz gorsze przeczucia. Czułam pulsowanie w głowie, które przybierało na sile w miarę, jak dystans pomiędzy mną a miastem malał. Nie był to jednak do końca zły znak - przynajmniej wiedziałam, że jestem we właściwym miejscu i że rzeczywiście coś tu jest na rzeczy.
Doszłam do samego środka ruin - do miejsca, gdzie najprawdopodobniej kiedyś znajdował się rynek. Dopiero teraz zorientowałam się, że ziemia pokryta jest runami emitującymi blady blask. Zaczęłam się im uważnie przyglądać. Studiowałam runy aż do zmroku, jednak wiele z nich już dawno wyszło z użycia i nie potrafiłam ich odczytać, a fragmenty, które były dla mnie zrozumiałe, i tak zdawały się nie mieć sensu.
Słońce zaszło już całkowicie, toteż blask run zdawał się być mocniejszy... Zaraz, znaki na prawdę zaczynały intensywniej się świecić!
Kilka metrów od siebie dojrzałam pęknięcie, które zaczęło formować się w ziemi i rosło z każdą chwilą. Zorientowałam się, że tracę grunt pod łapami.
Mimo tego odczułam wielką ulgę, gdy Pustynne Ruiny wyłoniły się zza linii horyzontu. Początkowo przyglądałam się zniszczonym murom z dozą niepewności, mając na uwadze fakt, iż może być to po prostu fatamorgana. Ramil zatrzymał się jednak, a ja uczyniłam to samo.
- Dalszą drogę musisz przebyć sama. Bogini nic nie wspominała o tym, że możesz mieć pomocników, rozsądniej więc będzie, jeśli tu zostanę. Jeżeli będziesz mnie potrzebować, poślij magiczną flarę w niebo, a postaram się pomóc. Powodzenia - ostatnie słowo wypowiedział z dość kwaśną miną. Wiedziałam, iż zakłada, że mogę już nie wrócić.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się najcieplej jak umiałam, choć w obecnej sytuacji ciężko było zachować optymizm. - Żegnaj więc.
Skierowałam kroki w stronę opuszczonych ruin. Obejrzałam się jeszcze za siebie, by ujrzeć drobne stworzonko machające mi łapą na pożegnanie. Odwzajemniłam gest, po czym kontynuowałam wędrówkę.
W miarę, jak zbliżałam się na miejsce, ogarniały mnie coraz gorsze przeczucia. Czułam pulsowanie w głowie, które przybierało na sile w miarę, jak dystans pomiędzy mną a miastem malał. Nie był to jednak do końca zły znak - przynajmniej wiedziałam, że jestem we właściwym miejscu i że rzeczywiście coś tu jest na rzeczy.
Doszłam do samego środka ruin - do miejsca, gdzie najprawdopodobniej kiedyś znajdował się rynek. Dopiero teraz zorientowałam się, że ziemia pokryta jest runami emitującymi blady blask. Zaczęłam się im uważnie przyglądać. Studiowałam runy aż do zmroku, jednak wiele z nich już dawno wyszło z użycia i nie potrafiłam ich odczytać, a fragmenty, które były dla mnie zrozumiałe, i tak zdawały się nie mieć sensu.
Słońce zaszło już całkowicie, toteż blask run zdawał się być mocniejszy... Zaraz, znaki na prawdę zaczynały intensywniej się świecić!
Kilka metrów od siebie dojrzałam pęknięcie, które zaczęło formować się w ziemi i rosło z każdą chwilą. Zorientowałam się, że tracę grunt pod łapami.
----------------------------------
----------------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!