-------------------------------
-------------------------------
Przeżywałem ponownie koszmar, przez który musiałem przejść lata temu. Wiedziałem, że magiczne anomalie, które transformowały świat wokół nas, są tylko zwiastunem ponownego zamknięcia pieczęci.
Wiedziałem, że muszę schować się pod ziemię, inaczej czeka mnie bolesna śmierć. Nie pytając o zgodę, chwyciłem wilczycę w łapę i zeskoczyłem w otchłań.
- Pieczęć znów się zamyka. Nie ma już szans na ucieczkę. Ci, którzy znaleźli się dalej od groty, zostali już zabici przez zaklęcie - wyjaśniłem jej prędko, gdy spadaliśmy. Znów poczułem znienawidzoną posadzkę jaskini pod łapami. - My natomiast zostaniemy tu zamknięci na kolejne setki lat. Nie było mi dane długo cieszyć się wolnością - oznajmiłem smutno.
- Nie da się tego jakoś zatrzymać? - Zapytała wadera.
Odpowiedziałem jej wymownym milczeniem, a ona zwiesiła smutno głowę. Zrozumiała.
Wciąż jednak coś mi tu nie pasowało. Pieczęć nie mogła tak po prostu zamykać się sama z siebie. Ktoś musiał wypowiedzieć zaklęcie, dostarczać mu energii magicznej i pilnować jego przebiegu. Tymczasem zdawało się, że byliśmy tu sami - ja, inne smoki i wilczyca.
Wtedy zrozumiałem.
Udało mi się dostrzec blade obłoczki many tańczące wokół łap wadery. Ogarnęła mnie wściekłość, jakiej nie czułem jeszcze nigdy w życiu. No tak! Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej. Jak mogłem jej zaufać! Przecież to oczywiste, że żaden smok nie chciałby ponownego zamknięcia pieczęci. Jakim cudem jednak jedna, drobna wilczyca, mogła zgromadzić w sobie wystarczająco dużo mocy magicznej, by rzucić tak potężne zaklęcie? Nie wyglądała nawet na zmęczoną. Jeżeli jej zasoby many są tak duże, jak mogło mi się wydawać, w pojedynku magicznym nie miałem z nią szans.
Zbliżyłem do niej pysk. Gdybym teraz zaatakował z zaskoczenia, może mógłbym odebrać jej życie, co, jak się domyślam, przerwałoby zaklęcie. Wyszczerzyłem zęby z zamiarem pochwycenia wadery, nie mogłem jednak tego zrobić. Jakoś tak... polubiłem ją i nie mogłem uwierzyć, by to ona za tym wszystkim stała.
- Ty! Jak mogłaś! I po co ja cię ratowałem?! - Krzyknąłem tylko, a tubalny głos odbił się echem po ścianach jaskini.
- O czym ty mówisz?! - Zapytała, robiąc krok w tył, by się ode mnie oddalić.
- Nie zgrywaj niewiniątka! To ty rzuciłaś zaklęcie!
Łapy pod waderą ugięły się, a jej pyszczek otworzył w geście niedowierzania. Wyglądało to dość autentycznie, ale teraz nie mogłem jej wierzyć.
- J-ja nic nie zrobiłam... - tłumaczyła się cicho, ledwie mogłem ją dosłyszeć. - Nie ma sensu ukrywać prawdy - podjęła. - Zostałam tu przysłana, by uniemożliwić smokom powrót to krainy. Kiedy jednak przekonałam się, że nie jesteście bestiami z horroru, zmieniłam zdanie! - Jej głos chwiał się, często robiła pauzy. - Chcę, by smoki wróciły do Nerthveny! - Krzyknęła, teraz już pewniejszym tonem.
- Ach tak? - Usłyszałem. Głos dobiegał jakby zewsząd i ciężko było określić nawet płeć jego właściciela.
W tym momencie z ciała wilczycy zaczęło unosić się kłębowisko dymów, a ona padła bez sił na ziemię.
nie jestem zadowolona z tego opowiadania :|
- Nie da się tego jakoś zatrzymać? - Zapytała wadera.
Odpowiedziałem jej wymownym milczeniem, a ona zwiesiła smutno głowę. Zrozumiała.
Wciąż jednak coś mi tu nie pasowało. Pieczęć nie mogła tak po prostu zamykać się sama z siebie. Ktoś musiał wypowiedzieć zaklęcie, dostarczać mu energii magicznej i pilnować jego przebiegu. Tymczasem zdawało się, że byliśmy tu sami - ja, inne smoki i wilczyca.
Wtedy zrozumiałem.
Udało mi się dostrzec blade obłoczki many tańczące wokół łap wadery. Ogarnęła mnie wściekłość, jakiej nie czułem jeszcze nigdy w życiu. No tak! Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej. Jak mogłem jej zaufać! Przecież to oczywiste, że żaden smok nie chciałby ponownego zamknięcia pieczęci. Jakim cudem jednak jedna, drobna wilczyca, mogła zgromadzić w sobie wystarczająco dużo mocy magicznej, by rzucić tak potężne zaklęcie? Nie wyglądała nawet na zmęczoną. Jeżeli jej zasoby many są tak duże, jak mogło mi się wydawać, w pojedynku magicznym nie miałem z nią szans.
Zbliżyłem do niej pysk. Gdybym teraz zaatakował z zaskoczenia, może mógłbym odebrać jej życie, co, jak się domyślam, przerwałoby zaklęcie. Wyszczerzyłem zęby z zamiarem pochwycenia wadery, nie mogłem jednak tego zrobić. Jakoś tak... polubiłem ją i nie mogłem uwierzyć, by to ona za tym wszystkim stała.
- Ty! Jak mogłaś! I po co ja cię ratowałem?! - Krzyknąłem tylko, a tubalny głos odbił się echem po ścianach jaskini.
- O czym ty mówisz?! - Zapytała, robiąc krok w tył, by się ode mnie oddalić.
- Nie zgrywaj niewiniątka! To ty rzuciłaś zaklęcie!
Łapy pod waderą ugięły się, a jej pyszczek otworzył w geście niedowierzania. Wyglądało to dość autentycznie, ale teraz nie mogłem jej wierzyć.
- J-ja nic nie zrobiłam... - tłumaczyła się cicho, ledwie mogłem ją dosłyszeć. - Nie ma sensu ukrywać prawdy - podjęła. - Zostałam tu przysłana, by uniemożliwić smokom powrót to krainy. Kiedy jednak przekonałam się, że nie jesteście bestiami z horroru, zmieniłam zdanie! - Jej głos chwiał się, często robiła pauzy. - Chcę, by smoki wróciły do Nerthveny! - Krzyknęła, teraz już pewniejszym tonem.
- Ach tak? - Usłyszałem. Głos dobiegał jakby zewsząd i ciężko było określić nawet płeć jego właściciela.
W tym momencie z ciała wilczycy zaczęło unosić się kłębowisko dymów, a ona padła bez sił na ziemię.
----------------------------------
----------------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!