środa, 14 czerwca 2017

Od Ferishii

------------------------------
------------------------------

Odruchowo wykonałam obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni, omiatając salę wzrokiem, próbując odnaleźć źródło głosu. Jednak gdy tylko moje spojrzenie natrafiło na falującą sylwetkę bogini, zmrużyłam oczy, a po krótkiej chwili zdecydowałam, że najrozsądniej będzie je po prostu zamknąć.
Ciało bogini nie miało żadnego określonego kształtu, co czyniło dłuższą obserwację niemożliwą. Mózg śmiertelnika nie był przystosowany do oglądania takich widoków i momentalnie się od nich przegrzewał. Gdybym jednak miała opisać jej wygląd, przyrównałabym go do wirującej masy powietrza przypominającej gęstą burzę piaskową. Masa przyjmowała różne kształty - przez krótką chwilę przypominała wilka, by rozpłynąć się w obłok pyłu, a następnie przybrać kształt sokoła. Doprawdy dziwny był to widok.
- Masz tupet - głos ponownie dobiegł ze wszystkich stron i tym razem dało się dosłyszeć w nim nutę stanowczości. Ze ścian posypał się tynk.
Ja natomiast zostałam rzucona na kolana, zmuszona, by uklęknąć przed boginią. Chmura piasku poleciała też w moją stronę, haratając delikatny pysk. Zaskomlałam cicho. Osobiście uważam, że w tak nietypowej sytuacji miałam prawo zapomnieć o etykiecie i nie powinnam zostać w tamtym momencie ukarana. Nie śmiałam jednak się odezwać czy wyrazić sprzeciwu. Wydukałam tylko ciche "przepraszam" i skłoniłam niżej głowę.
Kpiące prychnięcie rozeszło się po sali świątynnej.
- Doskonale... - oznajmiła bogini, a powietrze zaczęło powoli oczyszczać się z pyłu. Poczułam, że żadna siła nie zmusza mnie już do pozostania w pozycji klęczącej, mimo tego nie śmiałam wykonać chociażby najdrobniejszego ruchu. - Pewnie zastanawiasz się  - podjęła - po co Cię tu wezwałam. 
Nieśmiało, delikatnie skinęłam głową. Ruch ten był tak niewielki, że wręcz niezauważalny.
- Złe rzeczy dzieją się na pustyni. Mojej pustyni. Niestety, zażegnanie tego kryzysu wykracza poza moje możliwości. Dlatego też wezwałam ciebie. Jesteś jedyną osobą obdarzoną opatrznością wszystkich bogów. Tylko ty możesz zaradzić temu problemowi. Czy podejmiesz się wyzwania?
Czekałam chwilę z odpowiedzią, próbując poukładać sobie to wszystko w głowie. Bałam się, że owo "wyzwanie" może okazać się dla mnie zbyt trudne. Domyślałam się jednak, że nawet jeśli odmówię, to i tak zostanę zmuszona do jego podjęcia. Starannie przemyślałam moją wypowiedź, ostrożnie dobierając każde słowo:
- Postaram się spełnić Twą wolę, Pani. Nie mogę jednak nic obiecać, zważywszy na to, że nawet nie wiem, czego ode mnie oczekujesz.
- Doskonale - po tonie jej głosu można było wywnioskować, że się uśmiechnęła. Czy bezkształtna masa może się jednak uśmiechnąć? - Cieszę się, że możemy załatwić tę sprawę po dobroci. Pozwól, że zapoznam cię ze szczegółami misji.
Wiele lat temu w Nerthvenie królowały smoki. Nie będę się tu wdawać w szczegóły, ale ta dumna rasa rozwijała się prężnie, a wraz z potęgą nabierała pychy. Przestali oddawać cześć bogom, co było dla nas jeszcze akceptowalne. Gdy jednak te parszywe, łuskowate stworzenia zaczęły nam bluźnić, bogowie zebrali się, by zakląć je w magicznej pieczęci.
Słuchałam z zaciekawieniem. Czułam też, jak gula narasta mi ze strachu w gardle. Cokolwiek będę zmuszona zrobić, prawie na pewno będzie to oznaczało spotkanie ze smokami. Najprawdopodobniej rozwścieczonymi smokami, z którymi drobny wilk taki jak ja nie miałby najmniejszych szans.
- Teraz - kontynuowała bogini - ta pieczęć rozszczelnia się, a wkrótce całkowicie pęknie i smoki wrócą do Nerthveny. Tylko ty możesz temu zapobiec. Jak najprędzej udaj się do Pustynnych Ruin i zamknij tę pieczęć, a wyrządzisz Krainie niemałą przysługę.
Ciało bogini zamieniło się w wir powietrzny, który jakby wessał sam siebie i już po chwili w sali świątynnej nie pozostał żaden ślad po boskim objawieniu.
Tak wiele pytań chciałam jeszcze zadać, nie miałam jednak takiej możliwości. Westchnęłam z rezygnacją. Przysiadłam na ziemi i zaczęłam cicho łkać, czując się całkiem bezradna. Nie miałam pojęcia, jak mam wykonać misję, nie wiedziałam nawet, w którym kierunku się udać. Byłam bez szans na powodzenie.
Tymczasem Ramil i Echet, wciąż zszokowani całą tą sytuacją, ostrożnie podnieśli się z pozycji klęczącej. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia i po chwili Ramil podszedł do mnie, by, chcąc dodać mi otuchy, oprzeć łapę na moim ramieniu.
- Dostąpiłaś wielkiego zaszczytu - oznajmił. W jego głosie brak było charakterystycznej, głupkowato-wesołej nuty. Gdybym usłyszała ten głos w ciemności, na pewno nie rozpoznałabym w nim Ramila. - Zadanie, które otrzymałaś, jest trudne, ale jestem pewien, że dasz sobie z nim radę. Bogini nie posłałaby cię na pewną śmierć - zapewnił mnie.
- Pocieszające - mruknęłam pod nosem. Po chwili jednak otarłam łzy łapą. Chyba już po prostu pogodziłam się z losem. Stanęłam pewnie na nogach.
- No, to którędy do tych ruin? - Zapytałam.

-----------------------------------
-----------------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!