wtorek, 2 sierpnia 2016

Od Ferishii - Nowy Świat

Oślepiające światło zaatakowało źrenice białej wadery z niebywałą agresją. Nie było to przyjazne, życiodajne światło, którym zwykło obdarzać nas słońce. W tym świetle było coś obcego, sztucznego. Wilczyca próbowała zamknąć oczy, ale metalowe szczypce przytrzymujące jej powieki uniemożliwiały jej ucieczkę od światła. Każda próba poruszenia kończynami kończyła się niepowodzeniem, były one związane.
Ciemny cień stojący na dwóch nogach pochylił się nad nią. Poczuła bolesne ukłucie w łopatce. Ból w szybkim tempie rozprzestrzenił się na całe jej ciało, z siłą, jakiej nigdy dotąd nie zaznała. Chciała ugryźć cień, ale wiedziała, że jest to niemożliwe, kaganiec ją od tego powstrzymywał. Ból zaczynał powoli sprawiać, że traciła przytomność. Za wszelką cenę chciała walczyć, by utrzymać świadomość.
Usłyszała kilka głosów. Nieznajomych i znajomych jednocześnie. Cienie porozumiewały się w tym dziwnym, ludzkim języku, zupełnie dla niej niezrozumiałym. Już od dłuższego czasu codziennie słyszała te głosy. Kiedy głosy się oddaliły, poczuła, jak unieruchamiające ją mechanizmy zwalniają się.
Codziennie ten sam rytuał. Nieświeże mięso na śniadanie, parę godzin samotności w klatce, ukłucie, sen, badania, powrót do klatki. Dni zlewały się ze sobą i wadera nie miała pojęcia, czy ten koszmar trwa już parę miesięcy, czy może nawet parę lat. I tak, codziennie rzucała się na kraty w swoim więzieniu, choć nie miała nadziei na ucieczkę. Jedyną siłą, jaka utrzymywała ją przy życiu, była nienawiść do ludzi. Nie do wszystkich ludzi rzecz jasna. To jej oprawcy, którzy zamienili jej życie w koszmar, którzy zabili jej matkę... Wadera przysięgła sobie, że się na nich zemści. Napędzana nienawiścią znajdowała w sobie siłę, by dzień w dzień rzucać się na kraty, nie bacząc na ból.

Dziś jednak było inaczej.
Dziś wszystko miało się zmienić.

Nowe, nieznane odczucie zawładnęło jej ciałem. Czuła się, jakby jednocześnie płonęła żywcem i zamarzała w niewyobrażalnym chłodzie. Każdy jej mięsień jednocześnie odczuwał niesamowity ból i błogą rozkosz. Jej futro zmieniło kolor, jakby wadera pokryła się popiołem, a wokół jej ciała dało się zauważyć fioletową poświatę. Na jej przedniej łapie pojawiły się dziwne znamiona, świecące światłem jaśniejszym od światła gwiazdy. Z tą dziwną przemianą, ciało Ferishii zalała ogromna ilość siły. Wadera nie miała kontroli nad własnym ciałem, wydawało jej się, że ogląda widowisko z perspektywy trzeciej osoby. 
Jednym uderzeniem zniszczyła znienawidzone kraty, a zaraz potem skoczyła do gardeł swoim oprawcom. Nie zdążyła nawet spojrzeć na ich twarze, na których malowało się najprawdziwsze przerażenie i szok. Czerpała prawdziwą radość ze smaku ciepłej, szkarłatnej krwi wypełniającej jej pysk. Jej kły cięły i szarpały do czasu, aż jej wrogowie zaczęli przypominać makabryczną czerwoną sałatkę. 
Wilczyca wyskoczyła przez najbliższe okno, rozbijając przy tym szybę. Odłamki szkła pokryły jej ciało zadrapaniami, ale nic sobie z tego nie rozbiła. Biegła. Po prostu biegła. Przed siebie. Jak najdalej od tego okropnego miejsca. Nie minęło sporo czasu nim fioletowa poświata dookoła jej ciała zaczęła się rozpraszać. Wadera całkowicie opadła z sił, bezradnie jak worek kartofli.

Obudziła się. Obolała, wyczerpana jak po przebiegnięciu trzech maratonów pod rząd. Wzdrygnęła się na myśl o dziwacznej transformacji, którą przeszło jej ciało. Teraz  wydawało się już być normalne, poza jednym "szczegółem". Na jej łapie pojawiły się trzy dziwaczne symbole, wyglądało na to, że już na stałe. Nie podobało się jej to. Nie wiedziała, co spowodowało to... to coś. Chciała o tym jak najszybciej zapomnieć. Wolała skupić się na bardziej przyziemnych sprawach.
Cuchnęła. Długi czas mieszkania w rzadko czyszczonej klatce pozostawił na jej futrze zapach jej własnego moczu i odchodów. Teraz jej śnieżnobiała szata pozlepiana była krwią przeciwników i błotem. 
Podniosła się i poszła w stronę, z której nadlatywał przyjemny, wilgotny wiatr pachnący świeżymi kwiatami. Doszła do niewielkiego, krystalicznie czystego jeziorka i zanurzyła się w chłodnej wodzie. Spojrzała na ogromne ilości brudu, które rozpuszczały się w przejrzystej cieczy, mącąc ją. Wyszła z jeziorka i otrzepała się. Nie ma chyba lepszego uczucia niż świadomość, że twoje futro jest czyste.
Nadal zmęczona, położyła się na skąpanej w słońcu polanie, pełnej wonnych kwiatów i zasnęła.

Obudziła się w pełni wypoczęta. Ziewnęła się i wygięła grzbiet, by rozluźnić napięte mięśnie. Nagle do jej uszu dobiegł cudowny głos, piękny i hipnotyzujący.
 - Obudziłaś się, Ferishio.
Zdezorientowana wadera rozejrzała się dookoła, próbując zlokalizować rozmówcę. Nie znalazła żywej duszy poza ptakiem, który odleciał, gdy chciała do niego podejść.
 - Niech i teraz przebudzi się Nerthvena. - Kontynuował głos. Wilczyca zdała sobie sprawę, że tak na prawdę słyszy głos w swojej głowie. To musiał być jakiś efekt uboczny tej transformacji. - Ty, Ferishio, będziesz pilnować porządku w tej krainie. Powierzam ją w Twoją opiekę. Załóż swoje stado i dbaj o nie dobrze.
Wilczyca nic z tego nie rozumiała. Była prawie pewna, że ma omamy. Jednak ten głos... Był tak piękny, że nie dało się odmówić wydanym przez niego poleceniom. Dla tego głosu można by zabić. 
Nie chciała władzy, nie chciała mieć nad niczym opieki. Chciała prostego życia, u boku matki. Czy jest jednak jakaś droga powrotna? Czy kiedykolwiek udałoby się jej znaleźć matkę, która prawdopodobnie jest już martwa? Nie, nie ma możliwości, by Ferishia wróciła do poprzedniego życia. Stwierdziła, że nie ma nic do stracenia.
Napełniła płuca powietrzem i zawyła, najgłośniej jak umiała. Może ktoś ją usłyszy? Wytłumaczy, co się stało? Dołączy do... jej stada?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!