Ziewnąłem przeciągle, podnosząc się z mokrej ziemi. No pięknie. Znowu trzeba będzie się wykąpać w jakimś zbiorniku wodny... A tych jest tutaj od cholery, meh. Mruknąłem niepocieszony i ruszyłem przed siebie, poprawiając swój płaszcz. Też wypadałoby go wyprać. Cuchnie ziemią. Przeskoczyłem przez zwalone drzewo, przeklinając pod nosem głupi kamyczek, który napatoczył mi się pod łapę. Takie szczęście. Przyspieszyłem kroku i już po chwili znalazłem się nad Stawikami. Usiadłem na ziemi i poniuchałem powietrze, rozglądając się przy tym.
- To do którego wskakujemy? - powiedziałem sam do siebie, a następnie zrobiłem małą wyliczankę. Padło na ten bardziej po prawej. Ściągnąłem więc płaszcz i wskoczyłem do wody. Chwilę w niej popływałem, by błoto odczepiło się od mojego futra, a potem wyszedłem znowu na brzeg. Otrzepałem się i popatrzyłem do góry. Żywej duszy nie ma. Czyżby zbierało się na burzę? A może to po prostu ta zwykła chmura nad moją głową? Westchnąłem cicho, łapiąc w pysk płaszcz. Trzeba wyprać i to...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!