(c.d Murtagha)
- Sztywniak- powiedziałam cicho a on ponownie rzucił na mnie groźne spojrzenie.
Chłopak ruszył przed siebie a ja za nim. Po chwili odwrócił się i warknął.
- Czy ty się nie odczepisz?
- Czemu jesteś taki
- Bo tak mi się podoba! - odwrócił się i ruszył przed siebie
Ja nie zważając na nic ruszyłam dalej za nim. Nie wiem dokąd się kierowaliśmy ale przez całą drogę nic się nie odezwał. Doszliśmy aż do wielkiej łąki gdzie było pełno dmuchawców i motyli. Po prostu nie mogłam się powstrzymać. Zaczęłam biegać po łące jak głupia, skakałam ile wlezie i ganiałam motylki. Za mną nasiona dmuchawca unosiły się i latały razem z wiatrem. Można było mieć wrażenie, że tańczą. Basior siedział przy drzewie i patrzył się jak ja "szaleję". Podbiegłam do niego i usiadłam przy nim.
- Chodź się zabawić - powiedziałam lekko dysząc.
- Nie , z resztą to bezsensu tak latać jak głupi - odpowiedział ponuro
- Ale czasem te głupie rzeczy są najfajniejsze, no chodź. Ciesz się chwilą, nie marnuj życia na takie siedzenie - uśmiechnęłam się przyjaźnie i pobiegłam dalej przed siebie goniąc motyla.
(Murtagh?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!