(c.d. Maxwella)
Pobiegłam do obcego wilka wolnym truchtem, bo tylko na taką prędkość pozwalało mi moje wymęczone ciało. Stanęłam przed wilkiem warcząc gniewnie. Takie odzywki do mnie?! Co to, to nie!
- Masz z tym jakiś problem?! - fuknęłam, a wszystkie siedem moich ogonów nastroszyło się.
Obcy uśmiechnął się szyderczo.
- Tak, owszem. Aż żal patrzeć na te nieudolne starania.
Czułam wzbierającą we mnie wściekłość. Chciałam skoczyć na wilka, rozorać jego ciało elektrycznymi pazurami, rozszarpać w dzikiej furii. Zamiast tego łapy się pode mną ugięły. Zaburczało mi w brzuchu. No tak, brak śniadania robi swoje. Podobnie jak brak koacji czy obiadu. Właściwie ostatnio jadłam jakieś dwa dni temu. Zadrżałam na myśl o tym i z głębokim westchnieniem usiadłam, kładąc łeb na łapach.
Wilk zauważył moje dziwne zachowanie i parsknął śmiechem.
- Co to ma być?! Wilk czy potulny baranek?! Nic dziwnego, że nie umiesz nawet upolować tego zwierzaka - wskazał łbem w stronę mojej niedoszłej zdobyczy. - No nie, to jakieś żarty!
Dźwignęłam się na łapy i obnażyłam kły. Przez moje futro przebiegła elektryczna iskra. Nie potrafiłam wykrzesać nawet małej błyskawicy. Usiadłam. Wilk prychał że śmiechu. Moja złość była nie do opisania. Oczy wypełniły się łzami. Nie, będę silna. Postawę się mu.
- Może zajmij się sobą, dobra?
- Może nie. Sorry, ale to tak żałosne, że aż zabawne.
Tym razem łzy popłynęły same.
(Maxwell?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!