sobota, 17 września 2016

Od Maxwella

Maxwell obudził się w swojej ciemnej jaskini pewnego ciepłego poranka. Niechętnie wstał i otworzył oczy. Zamrugał kilka razy, żeby oczy przyzwyczaiły się do światła, zaburczało mu w brzuchu. 
- Pójdę coś upolować... - powiedział sam do siebie. Wyszedł ze swojej jaskini i wziął głęboki wdech. Dzień był słoneczny. Świetnie.
Biegnąc na polane, coś go zaniepokoiło. Zauważył wilka, biegnącego w oddali. Miał zamiar go gonić, ale jego brzuch mu na to nie pozwolił. I tak by go nie dogonił bo wilk już dawno zniknął z jego zasięgu wzroku. Klnąc pod nosem, ruszył dalej.
Nagle spostrzegł zwierzę, skubiące źdźbło trawy. Podszedł bliżej, próbując być niezauważony. Widział swoją ofiarę, bardzo blisko kiedy ona popatrzała się w dal i zaczęła uciekać w popłochu. Max szybko ruszył za nią, ale była od niego szybsza. 
Wbiegł prosto w łąkę, gdzie zgubił trop. Zawarczał, szukając coś innego do zjedzenia. Wrócił na polanę. Zobaczył tego samego wilka co rano. Próbował złapać jakieś zwierzę, ale mu się nie udawało.
- Coś nie idzie Ci dobrze, co? - Krzyknął Maxwell
Drugi wilk, od razu zrozumiał, że ta uwaga była skierowana do niego, więc od razu pobiegł do Maxwella. Max uśmiechnął się pod nosem, był już gotowy do ataku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania!