Ostatni raz spojrzałam na dumne wilcze oblicze, uśmiechając się przy tym półgębkiem. Wychłeptałam odrobinę chłodnej, czystej wody. Napojona odeszłam od brzegu jeziora, posyłając me dostojne odbicie w niebyt.
Wygięłam kręgosłup w łuk, zmuszając zesztywniałe mięśnie do pracy. Ziewnęłam odrobinę głośniej, niż przewiduje etykieta i udałam się w stronę najbliższej polany.
Nie minęło sporo czasu, nim udało mi się pochwycić woń zająca. Podążyłam tropem, który zaprowadził mnie do nory zwierzątka. Z głośnym westchnieniem położyłam się obok dziury w ziemi. Przecież kiedyś będzie musiał stamtąd wyjść. Mogłabym poszukać innej ofiary, ale nie pozwalał mi na to wewnętrzny leń.
Czekałam, obserwując, jak słońce zmienia swe położenie na niebie. Ile czasu już straciłam?
Rozejrzałam się po okolicy, a moją uwagę przykuł ruchomy punkt znajdujący się jakieś sto metrów ode mnie. Nie byłam tu sama. No cóż, życie w watasze, trzeba się przyzwyczaić. Mimo wszystko wolałam mieć na nieznajomego oko.
Cóż, muszę przyznać, że mi nie wyszło.
- Ktoś ty? - To pytanie wyrwało mnie ze snu. Skarciłam się w myślach za to, że pozwoliłam obcemu przekroczyć granice mojej bezpiecznej strefy. I jeszcze za to, że zasnęłam.
Nie wyrywałam się do odpowiedzi. Zajrzałam do nory, nie podnosząc się nawet z pozycji leżącej. Ciekawskie stworzonko podeszło odrobinę zbyt blisko wyjścia i w mgnieniu oka znalazło się w uścisku moich szczęk. Rzuciłam pod łapy ciałko, w którym powoli wygasała iskierka życia.
Zabrałam się do jedzenia. Szósty zmysł podpowiadał mi, że nieznajomy wlepia swe spojrzenie w świeże, soczyste mięso. O nie, nie dostanie nawet ochłapów.
- Mogłabym ci zadać to samo pytanie - prychnęłam. Nie obchodziło mnie zbytnio, czy usłyszę odpowiedź.
(Ktoś? Basior, wadera, wszystko jedno.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania!